Entropia żołądka przez słuchawki

Biospekt to coś na kształt biorezonansu. Tylko tutaj całą robotę robią słuchawki – zamiast elektrod i światełek, które były w urządzeniu Oberon. Pacjent zakłada słuchawki, a na komputerze leci demo udające skanowanie jego organizmu.

BIOSPEKT – 11. Test zdrowia tym urządzeniem pozwala:

1. Wykryć wszystkie jawne i ukryte stany zapalne i chorobowe.
2. Rozpoznać czynniki alergiczne.
3. Ujawnić obecność i stopień aktywności różnego rodzaju pasożytów, robaków, grzybów, bakterii, wirusów i innych drobnoustrojów.
4. Określić stopień zanieczyszczenia organizmu metalami ciężkimi, substancjami chemicznymi, w tym pozostałościami po lekach i inne.
5. Odnaleźć i sprecyzować zagrożenia zdrowia, które jeszcze nie spowodowały powstania objawów i dolegliwości.

(…)
Zalety badania przy pomocy aparatu BIOSPEKT- 11 

1. Brak ingerencji w organizm.
2. Brak potrzeby pobierania krwi, moczu czy innych substancji.
3. Komfort: pacjent po prostu siedzi w fotelu z założonymi na głowie słuchawkami. Żadnych niemiłych odczuć w trakcie i żadnych skutków niepożądanych po zabiegu.
4. Bardzo precyzyjna i kompleksowa informacja o stanie organizmu w wynikach testu.
5. Możliwość bardzo precyzyjnego i dlatego bardzo skutecznego dobrania środków leczniczych czy też zabiegów terapeutycznych, indywidualnie dla każdego pacjenta.

(…)
Oferujemy również szereg możliwości zabiegów terapeutycznych, opartych o najnowsze osiągnięcia
medycyny informacyjnej, terapii elektromagnetycznych i falowych.

Tutaj film instruktażowy, jak diagnozować: 

Warto zwrócić uwagę na funkcję „Test for illness and entropy analysis„. 

Napis na stronie startowej programu niechybnie nas uwiadamia, że Biospekt został wynaleziony w Rosji.
Na końcu filmu dowiadujemy się, że producent oprócz Biospektów (cena od 5650 euro) sprzedaje też Oberony (od 3380 euro).

Dziękuję panu Janowi Halbersztatowi za nadesłanie wiadomości o Biospekcie.

Dziś w Tygodniku Powszechnym

Dziś w Tygodniku Powszechnym historia opisana pierwotnie na blogu Będąc Młodym Fizykiem:

Patent hochsztaplera

Niezwykła sprawa docenta Buta, rosyjskiego naukowca-hochsztaplera, który na akademii medycznej wykonywał makabryczne eksperymenty.

W artykule nowe fakty! Potwierdzają one, że But rzeczywiście dokonywał swoich niesłychanych badań!

 

Docent But a twórczość Jacka Dukaja

Pod wpisem o makabrycznych eksperymentach doc. Buta z akademii medycznej w Omsku zostawił swój komentarz internauta Markus:

Witam,

Włos się jeży…

analogiczny pomysł jest w powieści SF Jacka Dukaja "Czarne Oceany" – przywabianie pewnych "istot", nazywanych monadami, przy pomocy skoncentrowanej emisji emocji, najlepiej bólu, a najlepiej, jeśli jest to ból powstały przy powolnym zabijaniu "wysoko zorganizowanych" zwierząt. Ma to pewien związek z telepatią, przewidywaniem przyszłości itp. zjawiskami paranormalnymi. Ciekawe, czy pan Dukaj czytał o eksperymentach p. Buta…

Napisałam więc do pana Jacka Dukaja z zapytaniem:

Witam,
Jestem fizykiem i prowadzę kilka blogów popularno-naukowych. Na jednym z nich, "Będąc Młodym Fizykiem", opisuję różne pseudonaukowe nonsensy.

Pewnego razu przeszukując sieć wpadłam na trop bardzo dziwnego odkrycia. Pewien naukowiec z Rosji prowadził w latach 90. makabryczne badania nad uśmiercaniem zwierząt. Dziś pod notką o tej sprawie jakiś internauta zostawił mi komentarz. Pisze, że o czymś bardzo podobnym czytał w Pana powieści "Czarne Oceany".
[link]
Czy zetknął się Pan kiedykolwiek z wiadomościami o eksperymentach docenta Buta z Omska?

Pisarz odpowiedział wkrótce:

Nie przypominam sobie. A zbieżność można wytłumaczyć tak, że i ja, i on wyszliśmy od tych samych teorii rezonansu formy, pola morfogenetycznego itp. (Sheldrake et consortes) – konsekwentne rozwinięcia podobnych założeń dają podobne aplikacje praktyczne. Tylko że dla mnie to SF, a on najwyraźniej wziął rzecz serio.

Rzeczywiście, idea "pola morfogenetycznego" jest popularna – np. w opisywanej przeze mnie książce Ingeneza. Albo "rezonans kształtu" – o tym jest książka o piramidkach, którą też prezentowałam. Docent But nie używał nigdzie tych pojęć, ale jak widać w sferze pseudonauk wszystko jest płynne, jedno przechodzi w drugie i wszystko inspiruje się wszystkim. (A w dodatku – jak zauważyłam – wszyscy luminarze pseudonauki znają się wzajemnie…)

Docent But podbija Moskwę

Nowość z firmy słynnego szarlatana, docenta Jurija Buta, wynalazcy pseudo-diagnostycznego urządzenia Oberon oraz autora makabrycznych doświadczeń pseudonaukowych.

Od 20.10.2007 urządzenia opracowane przez profesora [?? – Ostatnio był docentem…] Buta uznane zostały za medyczne urządzenia diagnostyczne z funkcjami fizjoterapeutycznymi, w związku z udanym zakończeniem procesu państwowego atestu klinicznego w instytucjach leczniczych miasta Moskwy.

Pytanie nasuwa się samo: Ile musiał docent But nasmarować carskim czynownikom za ten państwowy atest?


Więcej o Oberonie piszę tutaj:

 

Oberon: oszuści przed sąd!

Ciąg dalszy ciekawostek związanych z rzekomo „diagnostycznym” urządzeniem Oberon. Okazuje się, że jeżeli „terapeuta” posługujący się Oberonem jest zawodowym lekarzem – to można go za to pozwać do sądu i wygrać!

Puls – miesięcznik Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie – opisuje sprawę niejakiego Teofila G., lekarza medycyny, skazanego przez Naczelny Sąd Lekarski za oszustwo – fałszywe „badanie” aparatem Oberon i przepisywanie na tej podstawie kosztownych leków. Przytoczona jest opinia biegłych, według której Oberon jest po prostu atrapą. Autorzy artykułu przedstawiają również analizę prawną, z której wynika, że duże szanse na wygraną miałoby również wytoczenie szarlatanowi sprawy karnej przed sądem powszechnym.

A zatem – na lekarzy medycyny zarabiających za pomocą Oberona można donieść do Izby Lekarskiej!

 


P.S. Forów, na których „zachwyceni pacjenci” reklamują Oberona, jest wiele. Znalazłam akurat to: Choroba Huntingtona. Warto choć raz przejrzeć tego typu forum, żeby zorientować się, na jaką skalę to jest biznes…

Oberon – świadectwo chorego na raka

Internauta z.d.r.o.w.y prowadzi bloga propagującego profilaktykę raka jąder. Sam na to chorował, szczęśliwie po długich bojach udało mu się pokonać nowotwór. Teraz edukuje innych i przestrzega przed szarlatanami. Miał też okazję „diagnozować się” Oberonem:

W przedwczorajszym wpisie opisałem jak został zdiagnozowany u mnie nowotwór. Kilka dni przed diagnozą byłem na mszy, na której ksiądz wśród ogłoszeń parafialnych reklamował badania nowoczesnym urządzeniem, które może wykryć wiele różnych chorób i sprawdza praktycznie cały organizm.(…)

Układ rozrodczy i jądra wyszły OK. Nie przyjąłem tego do wiadomości i opowiedziałem dokładniej o moich objawach. Po tym co powiedziałem chyba każdy lekarz pierwszego kontaktu jeśli nie od razu skierowałby mnie do onkologa, to przynajmniej zleciłby USG i dalsze badania. Ale tu była inna bajka. Usłyszałem, że to nic poważnego, muszę tylko zacząć stosować zioła, które są dobre na wszystko, a które przypadkiem sprzedaje jego asystentka. A nim zaczną działać – uzbroić się w cierpliwość i nosić obcisłe slipy!

Gdybym zawierzył temu badaniu, to pewnie firma była zarobiła na mnie kilkaset złotych, no może kilka tysięcy, gdyby dalszy marketing telefoniczny dobrze działał. A najważniejsze – nie miałby kto robić im teraz antyreklamy…

 

Całość – tutaj.


Inne moje wpisy na temat Oberona:

 

Badanie Oberonem

Z artykułu Be healthy – if you want to Jewgienija Zubariewa – rozmowa z lekarzem stosującym Oberona:

– Dziś mamy zasadniczo nowe podejście do badania pacjenta. Podejście to, bazujące na metodzie biorezonansu, pozwala lekarzowi zidentyfikować patologiczną lokację każdej choroby w stadium przedklinicznym i pomóc pacjentowi w sformułowaniu diagnozy z wysokim prawdopodobieństwem, ponad 90%, diagnozy jako procesu percepcji.

Czyta pan złą literaturę. Ta metoda jest dobrze znana i pozwala na wykrycie patologicznej lokacji bezinwazyjnie, bez pobierania krwi i bez innych dodatkowych metod. Opiera się na zbieraniu napięć z pewnych punktów w organizmie i przetwarzaniu ich za pomocą specjalistycznego sprzętu komputerowego.

Jak naprawdę wygląda "diagnostyka" aparatem Oberon?

Znajoma opowiedziała mi pewną historię. Ma bodaj w rodzinie lekarkę-onkologa. Lekarka owa leczyła ciężko chorego pacjenta, inteligentnego i trzeźwo myślącego człowieka. Zapytała go kiedyś:

– Czy może próbował pan medycyny niekonwencjonalnej?

– Pani doktor, poszedłem raz na takie badanie, to dali mi do ręki elektrody, a na komputerze jakieś demo puścili!

To był właśnie Oberon. Badanie polega na tym, że podczas gdy pacjent trzyma druciki – na ekranie komputera wyświetlają się "skany": najpierw obraz całego ciała, potem obrazki poszczególnych narządów, różnych tkanek, komórek, a nawet chromosomów. Na obrazkach losowo pojawiają się krzyżyki – w miejscach rzekomo zaatakowanych przez chorobę. W Polsce badanie kosztuje ok. 150 zł. Do tego należy doliczyć jeszcze kilkaset zł – koszt niepotrzebnych lekarstw przepisywanych przez lekarza na podstawie "diagnozy".

Mój ulubiony fragment artykułu Zubariewa:

– To bardzo drogie i skomplikowane urządzenie, produkt kombinatu militarno-przemysłowego, zostało zaprojektowane do diagnostyki kosmonautów. Ale dożyliśmy czasów, gdy zwykli ludzie mogą ich też używać.

Jeśli ten instrument ma mierzyć różnicę napięć albo opór elektryczny, jak sam pan powiedział, to jest to zwykły omomierz, miernik oporu, wynaleziony 200 lat temu i wraz z przesyłką do domu kosztujący dolara. Co wspólnego z tym ma kombinat i kosmonauci?

– To wcale nie jest takie proste, najlepsze umysły nauki rosyjskiej zajmowały się projektowaniem tego urządzenia. (…)

Dwa kable z metalowymi końcówkami wychodzą z kwadratowego pudełka wielkości małej książki. – A co z tymi żaróweczkami – one przecież nie mają związku z pomiarem napięcia?

– Uhm, w zasadzie tak, właściwie te żarówki są tu bez powodu. Choć może to być nazwane koloroterapią – pacjenci lubią urządzenia, na których mruga dużo kolorowych żaróweczek. To ich uspokaja.

Tutaj można ściągnąć film z demonstracją działania Oberona w Polsce. W miejscowości Wylatowo odbył się zlot… ufologów. Tak, tak. Wylatowo uważane jest za obszar Polski szczególnie nawiedzany przez ufo i dotknięty oddziaływaniem szczególnego rodzaju energii. Na imprezę została zaproszona również grupa specjalistów od Oberona. Przebadali oni całą wieś i ujawnili, że Oberon wykazuje wyjątkowo dobry stan zdrowia mieszkańców Wylatowa – z pewnością związany z ową kosmiczną energią.

Poniżej, ten sam film na youtube:

Rosja: makabryczne eksperymenty na akademii medycznej (3/3)

[Idź do 1. części artykułu]
[Idź do 2. części artykułu]

Śledztwo

Przeczesałam internet w poszukiwaniu innych wiadomości o makabrycznych eksperymentach docenta Buta. Pierwsza rzecz, jaka rzuca się w oczy, to że strona z opisanymi po polsku doświadczeniami zaczyna się od tekstu po rosyjsku. Opisuje on to samo urządzenie „Aur-Um”, lecz brak w nim wzmianek o wstrząsających procederach z akademii medycznej. Tymczasem jednak rosyjska wersja polskiego tekstu (a właściwie jej różne fragmenty) występuje na kilku innych stronach należących do Buta (np. tu, tu, tu i tu). Są to jednak tylko okrojone fragmenty. Opis eksperymentów jest w całym internecie tylko jeden – i tylko po polsku.

Z całą pewnością nie zmyślił go Polak. Tekst jest ewidentnie tłumaczeniem z rosyjskiego, pełnym rusycyzmów. Co więcej, nie zawiera polskich liter, więc pewnie tłumaczony był w Rosji. Został napisany całkiem niedawno – między 1. stycznia 2006 a 1. maja 2007. Rok 2006 znajduje się w polskim tekście, natomiast druga data jest to czas ostatniej zmiany pliku html. A zatem u docenta Buta gościł w ostatnim czasie (lub gości do dziś) jakiś Polak, który został poproszony o przetłumaczenie dokumentacji urządzenia do biorezonansu. Mam podejrzenie, że ów Polak po prostu popełnił błąd i z jakichś oryginalnych dokumentów przetłumaczył więcej, niż życzyłby sobie docent But. I chyba to jest właśnie przyczyna, dlaczego rosyjskiej wersji raportów nie ma nigdzie w sieci. Po prostu docent wie, że tymi raportami nie należy się chwalić. Polaka – pewnie ze względu na barierę językową – nie dopilnował.

Nie jest jasne, co ów Polak miałby robić w Omsku? But i Niestierow organizują szkolenia z obsługi urządzeń do biorezonansu. Szereg polskich firm importuje taki sprzęt, mógł więc do Omska przyjechać przedstawiciel takiej firmy, bądź przyszły terapeuta zaproszony na szkolenie.

doc. Jurij S. But


Tymczasem w rosyjskiej czytelni online znalazłam książkę R. Pierina
Gipnoz i mirowozzrienije, która traktuje o hipnozie. Jest tam następująca wzmianka:

Ekspress-Gazeta nr 30 z 1996 roku podaje, że omscy uczeni Jurij But i Władimir Niestierow w laboratorium badań terminalnych „rąbią głowy, duszą, oblewają kwasem, parzą, topią” zwierzęta. Ta krwawa nauka pomogła im ustalić, że zabijane zwierzę generuje jakieś promieniowanie, które otrzymało nazwę „promieniowanie śmierci”. Okazało się, że promieniowanie można wzmacniać specjalnymi przyrządami i kierować na potrzebne obiekty, np. na mózg człowieka. Efekt jest wstrząsający – u ludzi poddanych takiemu napromieniowaniu gwałtownie zwiększają się zdolności paranormalne.

Wygląda na to, że doświadczenia rzeczywiście były wykonywane – w 1996 roku! Pisał o nich rosyjski tabloid, sam w sobie niekoniecznie wiarygodny – lecz w tym przypadku akurat wszystko się zgadza z krwawymi opisami ze strony Buta.

Dodatkowe potwierdzenie dają nam informacje o pewnym patencie: Na kilku stronach internetowych Buta jest wymieniony patent nr 2119806, uzyskany przez niego i Niestierowa w 1996 roku. Dotyczy on „promieniowania wytwarzanego w momencie zniszczenia inicjatora biologicznego – żywych tkanek”. Strona z tekstem polskim głosi ponadto, że „priorytetowy wniosek” o zastrzeżenie technologii na tym polu badań złożono już w 1993 roku. Strona zawierająca obszerne CV docenta podaje, że producent technologii „Imago” współpracuje z Butem od tegoż właśnie roku (zapewne chodzi o Niestierowa, choć w innym miejscu mowa o rozpoczęciu współpracy rok później). Można więc przypuszczać, że eksperymenty rozpoczęły się w roku 1993 i trwały przynajmniej 3 lata.

Na koniec jednak rzecz najlepsza: strona internetowa dawnego miejsca pracy docenta – katedry chirurgii operacyjnej i anatomii topograficznej Akademii Medycznej w Omsku. Uczelnia nie wstydzi się swego zasłużonego pracownika! Wśród swojego dorobku naukowego katedra wymienia wspomniany wyżej patent nr 2119806 Buta i Niestierowa, jak również dwa inne patenty i dwa artykuły naukowe jego autorstwa – wszystkie dotyczą biorezonansu. Tak, Czytelniku – oczy cię nie mylą: Uczelnia medyczna reklamuje szemrane badania nad biorezonansem jako swój dorobek naukowy!

 

Z tego wszystkiego wynika, że patent dotyczący badań „promieniowania wytwarzanego w momencie zniszczenia inicjatora biologicznego – żywych tkanek” istnieje naprawdę. Same badania musiały się więc również odbywać. Szczegółów należałoby szukać w archiwach Akademii Medycznej w Omsku. Napisałam nawet do prof. Ludmiły T. Lewczenko, która na katedrze chirurgii operacyjnej pracuje dłużej od Buta. Na pewno go pamięta. Przedstawiłam się jako naukowiec zainteresowany badaniami docenta. Nie otrzymałam odpowiedzi.

Tymczasem docent But ma się dobrze. Wygląda na to, że jest w Omsku osobistością. Jego produkty reklamuje liczne grono znajomych z Akademii Medycznej, z władz lokalnych i innych instytucji. Córka Buta również pracuje na Akademii i nawet była z ojcem na konferencji w Petersburgu, gdzie wspólnie przedstawiali technologie biorezonansu. W mieście wspaniale prosperuje Instytut Psychofizyki Stosowanej (kierowany przez Niestierowa), który na przykład w ostatnich dniach święcił triumfy na wystawie medycznej Medsib 2007. Co jeszcze ciekawsze, Instytut po dziś dzień ściśle współpracuje z omską Akademią Medyczną! W jego szkoleniach na temat biorezonansu biorą udział wymienieni z nazwiska

słuchacze mający specjalistyczne wykształcenie medyczne lub biologiczne, w tym kandydaci i doktorzy nauk, lekarze, profesorowie, lekarze, pracownicy naukowi.

 

Ta sama strona podaje, że w testowaniu urządzeń do biorezonansu brał udział państwowy szpital Głównego Zarządu Ochrony Zdrowia okręgu omskiego.

 

W ostatnich miesiącach wybuchł jakiś konflikt pomiędzy Butem i Niestierowem. But na jednej ze swoich stron czyni koledze zarzuty, że Instytut Psychofizyki jest przedsięwzięciem wirtualnym i komercyjnym. Można jednak sprawdzić, że na innych stronach (np. tu) Instytut jest reklamowany jako placówka blisko współpracująca z Butem. Wszystko to również nie przeszkadza Butowi firmować własnym nazwiskiem innych instytutów-krzaków: Medycznego Centrum „Zdrowie” pracowników omskiej akademii medycznej, Instytutu Technologii Noosferycznych i Centrum Nowych Technologii.

Czytając to wszystko ma się wrażenie, że w liczącym ponad milion mieszkańców mieście Omsku cała elita lekarska kręci się wokół biznesu docenta Buta. O jego koszmarnych eksperymentach wszyscy woleli zapomnieć.

Rosja: makabryczne eksperymenty na akademii medycznej (2/3)

[Idź do 1. części artykułu]

Intensywna destrukcja obiektu biologicznego

Strona docenta Buta, którą nadesłał mi Paweł, znajduje się tu: http://www.imago.sibintercom.ru/devices.htm. Napisana jest po rosyjsku i po polsku. [29.3.2008: Oryginalna strona została zmieniona. Jej kopię mam tutaj .]

Tekst polski składa się z dwóch części: Opisu urządzeń do biorezonansu – i fragmentów raportów z eksperymentów, które prowadziły do wynalezienia tych urządzeń. Zasadę „działania” sprzętu do biorezonansu można pokrótce opisać tak : Biorezonans należy do tej samej rodziny zjawisk, co różdżkarstwo i inne rodzaje „postrzegania pozazmysłowego”. Fenomeny owe polegają na tym, że człowiek (zwany „operatorem”) jest w stanie wykryć coś niewidocznego gołym okiem (np. żyłę wodną, lub czyjeś schorzenie). Zdolność taka nazywa się „biolokacją”.

 

doc. Jurij S. But

I tu pojawia się rewolucyjny wkład docenta Buta. Jak zwiększyć zdolność do „biolokacji”? Cytat ze strony:

W podręcznikach radiestezji podkreśla się, że do osiągnięcia maksymalnej wiarygodności prac poszukiwawczych stosuje się jako przyrząd świeżo ściętą gałąź drzewa.

Pracowników zespołu akademickiego pod kierownictwem Jurija But zainteresowało powyższe stwierdzenie, a przeprowadzone eksperymenty z „łozą” umożliwiły sformułowanie roboczej hipotezy, wg której (…) oddziaływanie operatora biolokacji z każdym systemem biologicznym, który poddano intensywnej destrukcji znacznie podnosi wiarygodność prowadzonych badań biolokacyjnych.

Stopień podniesienia wiarygodności zależy od zdolności operatora, poziomu organizacji biologicznej rozpadającego się układu, oraz ostrości zmian patologicznych, które są przyczyną jego śmierci. Ponadto uczestnictwo samego operatora w destrukcji badanego układu ma rolę rozstrzygającą.

Poddano analizie pod kątem powyższej hipotezy materiały historyczne nt. szczegółów rytualnych zabójstw w celu złożenia ofiary, które miały miejsce u większości narodów, i grup etnicznych.

Tłumacząc na prosty język: Po zapoznaniu się z historycznymi opisami mordów rytualnych, docent But postawił hipotezę: Zdolność „biolokacji” zwiększa się, jeżeli w pobliżu człowieka ją wykonującego umiera jakieś żywe stworzenie, a jeszcze bardziej, jeżeli „operator” osobiście je zabija i jeśli zabija „intensywnie”. W celu zweryfikowania hipotezy docent But i współpracownicy wykonali na Akademii Medycznej w Omsku szereg makabrycznych eksperymentów – na zwierzętach, zwłokach ludzkich, płodach po aborcji, oraz na żywych jeszcze pacjentach szpitala…

Postawione zadanie realizowano przez oddziaływanie na obie półkule mózgu operatora biolokacji (…) polem magnetycznym (…). Najlepiej wówczas umieścić miedzy induktorem pola magnetycznego, a strefą skroniową pracującego operatora obiekt biologiczny (…), lub jego poszczególne składniki (…), znajdujące się w stadium nieodwracalnej destrukcji (śmierci).

Obiekt biologiczny, lub jego część, należy przygotować do badania w aktywnym stanie funkcjonalnym, lecz w momencie badania musi znajdować się w początkowym stadium nieodwracalnych zmian, które w końcowym stadium prowadzą do śmierci.

Innymi słowy – zwierzęta i ludzie poddawani eksperymentowi musieli być ni mniej ni więcej, tylko umierający

Należy podkreślić, ze dla obiektu biologicznego uszkodzenia są nieodwracalne, i prowadzą do jego śmierci.

(…) Między strefą skroniową głowy badanego, jako operatora biolokacji, a jednym z induktorów magnetycznych umieszczano zastosowany obiekt biologiczny (…) jako biologiczny inicjator zdolności intuicyjnych pracującego operatora biolokacji.

W eksperymentach zastosowano znane czynniki oddziaływania, doprowadzające do destrukcji i śmierci obiektów biologicznych:

    • uszkodzenie mechaniczne, w tym dekapitacja i rodzaje upuszczania krwi,
    • zamrażanie,

    • zatrucie,

    • wielokrotne oparzenia (termiczne i kwasami),

    • wygłodzenie,

    • odwodnienie,

    • niedotlenienie i uduszenie,

    • porażenia prądem elektrycznym i promieniowaniem jonizującym,

    • prądy wichrowe,

    • wysokie stężenie chloru, etc.

Na bazie sztucznie spowodowanej destrukcji i śmierci zastosowanego systemu, lub obiektu biologicznego, bądź ich części, przeprowadzono podstawowe badanie, a następnie opracowano statystycznie otrzymane wyniki. (…)

Autorzy w tym miejscu nie precyzują, na jakich „obiektach biologicznych” wykonywano wymienione wyżej doświadczenia. Lecz przykłady „obiektów” podane są dalej:

W następnej serii doświadczeń przeprowadzano dekapitacje zwierząt laboratoryjnych (białych myszy, szczurów, świnek morskich, i psów). Do przeprowadzenia dekapitacji drobnych zwierząt laboratoryjnych skonstruowano gilotynę i urządzenie do homogenizacji.

(Zastanawia mnie, co stosowano do zwierząt większych, np. psów?…)

Ciała zwierząt w agonii, odcięte głowy, lub ich homogenaty, były umieszczane miedzy jednym z induktorów magnetycznych, a głową operatora, po czym przeprowadzano test Right. (…)

Test Right polegał na zgadywaniu figur geometrycznych narysowanych na zasłoniętych kartach. Grupa „operatorów” liczyła 12 osób.

Po analizie otrzymanych wyników okazało się, ze wyższe wyniki testu Right zanotowano u wszystkich operatorów, którzy samodzielnie dokonali dekapitacji zwierząt, przy zabiciu młodych, aktywnie funkcjonujących i zdrowych zwierząt, oraz ustalono, ze wynik był uzależniony od poziomu organizacji gatunkowej zastosowanego obiektu biologicznego.

Najwyższe wyniki w teście Right osiągano przy synchronizacji pracy operatora biolokacji z oddziaływaniem czynników destrukcyjnych na układ biologiczny, tj. stosując świeżo zabite zwierzęta. Wraz z upływem czasu wyniki testu stopniowo się obniżały, by ulec gwałtownemu pogorszeniu po 1,5 – 2,5 doby (zależnie od gatunku zwierzęcia), w warunkach przechowywania zwłok w temperaturze pokojowej. (…)

Jednocześnie przeprowadzono badania nt. zastosowania jako inicjatora biologicznego pozyskanych z ciał zwierząt i człowieka różnych organów, tkanek, elementów komórkowych, a także embrionów (tkanki fetalne [płodowe] po aborcji), oraz noworodków zmarłych w trakcie porodu, lub w pierwszych godzinach i dniach po porodzie.

Ciała zwierząt były stosowane po zabiciu, zmarłych w wyniku wywołania śmiertelnej choroby (zapalenie otrzewnej), lub zatrucia (przedawkowania podczas narkozy). Analogiczne badania przeprowadzono z organami pozyskanymi z ciał ludzi, którzy zginęli w wyniku wypadku, gwałtownej śmierci, zabójstwa, samobójstwa, oraz zmarli w wyniku ciężkiej, nieuleczalnej choroby (onkopatologia).

Powyższą część badan przeprowadzono korzystając z zasobów Wydziału Patoanatomii Akademii Medycznej w Omsku, wspólnie z pracownikami wydziałów Anatomii Patologicznej i Medycyny Sadowej. (…)

Wyższe wskaźniki osiągnięto przy pracy z tkankami fetalnymi [płodowymi], nie z całym organem, lecz z jego homogenatem, który spreparowano z użyciem skoncentrowanego kwasu siarkowego, lub umieszczono miedzy elektrodami węglowymi, gdzie poddawano badany materiał cyklicznym wyładowaniom elektrycznym. (…)

Najwyższe wyniki testu Right otrzymano przy pracy ze zwłokami zmarłego S., lat 36. Zgon nastąpił wskutek utraty krytycznej objętości krwi, po wielokrotnych ranach postrzałowych w okolicy brzucha i kończyn dolnych. Po 9 godzinach od śmierci, wynik osiągnięty w teście Right wynosił 96,42 +/- 12,34%, po 24 godzinach obniżył się do 88,34 +/- 11,24%, a po trzech dobach osiągnął 64,82 +/- 19,18%.

Pracowano z ciałem zmarłej J., 76 lat, u której zgon nastąpił wskutek mnogich przerzutów (…) do węzłów limfatycznych, na tle wyraźnego wyniszczenia organizmu; diagnoza: nowotwór żołądka, IV stadium. Test Right przeprowadzony w czwartej godzinie po śmierci osiągnął wynik 79,47 +/- 10,21%, po 24 godzinach 71,13 +/- 9,97%, po trzech dobach 66,39 +/- 8,75%. (…)

Na zakończenie oceniono przydatność osób cierpiących na ciężkie, przewlekłe (onkologiczne) choroby mózgu, jako inicjatorów. Przykładowo u chorej N., lat 49, przy diagnozie meduloblastoma mózgu w IV stadium (chora zmarła po 9 tygodniach od badania), osiągnięto wyniki testu Right 89,13 +/- 10,17%.

U chorej S., 54 lata, z diagnozą ekstracerebralny nowotwór mózgu, wynik testu Right osiągnął 82,26 +/- 10,1%.

Opracowano specjalne oprogramowanie dla usprawnienia statystycznej obróbki wyników, otrzymywanych w chwili strojenia induktorów magnetycznych.

A jaki to ma związek z urządzeniami do biorezonansu?

Związek tych pseudo-badań ze sprzętem typu „Oberon” jest niejasny i opiera się na bardzo mglistej „logice”. Z objaśnień pseudonaukowców wynika z grubsza tyle: Po „udowodnieniu” doświadczalnym, że zabijanie wzmacnia zdolność biolokacji, udowodniono z kolei, iż również przerwanie innych procesów (niekoniecznie życiowych) – wzmacnia tę zdolność. Urządzenia do biorezonansu opierają się na tym właśnie, że „przerywają pewne procesy”. Z dalszych zagmatwanych wyjaśnień można wyciągnąć tyle, że urządzenie mrugające lub wydające dźwięki wystarcza, aby przerwać u pacjenta proces chorobowy i wzmocnić u niego zdolność do samowyleczenia się – lub przynajmniej zdiagnozować schorzenie.

Jak widać, związek krwawych doświadczeń na ludziach i zwierzętach z mrugającymi i buczącymi urządzeniami z gabinetów biorezonansu jest bardzo luźny, by nie powiedzieć – żaden. Oznacza to jednak ni mniej ni więcej niż to, że grupa szaleńców wykonywała w państwowym szpitalu eksperymenty nie tylko makabryczne, lecz nawet z punktu widzenia logiki zupełnie bezcelowe. Czyli – jedynie dla własnej chorej przyjemności. A co gorsza potencjalnie otwierające drogę ewentualnym kolejnym szaleńcom. Oby się nie okazało, że ktoś w Rosji zainspirował się „badaniami” i zaczął je kontynuować. Nie chcę już wspominać o możliwości bardziej dosłownej inspiracji „materiałami historycznymi”…

Eksperymentatorzy zaś po wszystkim dobudowali do swych doświadczeń pokrętną ideologię, dzięki której mogli ogłosić, że jednak przyczyniły się one do jakiegoś postępu naukowego – mianowicie do opracowania niewinnych maszynek do biorezonansu.

Skąd na rosyjskiej stronie wziął się tekst polski? W sieci roi się od enuncjacji różnych dewiantów. Czy opisy okrutnych doświadczeń nie są zmyślone?

[idź do 3. części artykułu]

Rosja: makabryczne eksperymenty na akademii medycznej (1/3)

Jeśli chodzi o stosunek do pseudonauki, poważni naukowcy dzielą się na dwie grupy. Pierwsza to „młoty na czarownice” – ludzie przekonani o jej szkodliwości dla społeczeństwa i mający poczucie misji „niesienia kaganka oświaty”. Druga grupa – to ludzie wyrozumiali, których strategią jest nie zaprzątać sobie głowy głupstwami i ignorować pseudonaukowców jako nieszkodliwych wariatów.

Sprawa, którą tutaj opiszę, stanowi argument przeciwko pochopnemu lekceważeniu działań pseudouczonych. W tym przypadku – ignorowanie poczynań maniaka doprowadziło do wydarzeń zakrawających na horror. Również dzięki przesadnej ludzkiej wyrozumiałości te sprawy na kilkanaście lat zatonęły w mroku niepamięci, a dokładniej w zaciszu archiwów Akademii Medycznej w Omsku. Świat się o nich ponownie dowiaduje dopiero dziś.

Profesor nauk noosferycznych

Docent Jurij Stanisławowicz But, urodzony w 1956 roku w rosyjskim mieście Omsku na Syberii, ma biografię typową dla pseudouczonych z byłego Związku Radzieckiego. Z tą różnicą, że – pomimo ewidentnie pseudonaukowej działalności – przez długie lata pracował na państwowej akademii medycznej, co dało mu pole do makabrycznych nadużyć.

 

doc. Jurij S. But

Jak dotychczas, świat zna łagodniejszą stronę manii docenta Buta. O jednym z jej produktów – urządzeniu „Oberon” do leczenia tzw. „biorezonansem” – było już głośno w polskich mediach. Głośno i niepochlebnie. Ponadto Jurij Stanisławowicz jest „wynalazcą” szeregu innych pseudo-leczniczych urządzeń, bywalcem paranaukowych konferencji, a także „doktorem” i „profesorem” „nauk i technologii noosferycznych” – na tej samej szemranej Akademii Nauk Przyrodniczych, do której należy osławiony Akimow i inni rosyjscy hochsztaplerzy. Jako specjalista od biorezonansu But jest w Rosji szeroko znany i rozchwytywany przez pacjentów, ma setki stron www i prowadzi nawet konsultacje internetowe. Dzięki datującej się od 1994 roku współpracy z firmą niejakiego W. I. Niestierowa czerpie zyski z eksportu swoich urządzeń do licznych krajów na całym świecie – również tych należących do Unii Europejskiej, jak np. Polska, Estonia, Niemcy, Francja, Wielka Brytania. Sprzęt Buta zyskał tak wielką popularność, że pojawiły się już… jego podróbki (!) – przed którymi docent sumiennie ostrzega na swoich witrynach.

Wszystko to byłoby warte co najwyżej krótkiej humorystycznej wzmianki. Jednak… w tym samym czasie Jurij S. But robił regularną karierę naukową na Omskiej Akademii Medycznej.

 

Akademia Medyczna

Akademicka biografia docenta Buta przedstawia się jako bardzo udana: Z uczelnią w Omsku związany był od początku studiów aż do 2005 roku. Po uzyskaniu dyplomu lekarskiego w 1979 roku w specjalności chirurgia, zaczął pracować na katedrze chirurgii operacyjnej i anatomii topograficznej – najpierw na stanowisku laboranta, następnie – asystenta. W 1984 roku uzyskał stopień naukowy kandydata nauk medycznych. W 1991 roku został docentem. Od tego czasu prowadził wykłady i ćwiczenia z anatomii topograficznej i chirurgii operacyjnej z uwzględnieniem wieku dziecięcego. I właśnie wtedy, gdy uczył przyszłych lekarzy, jednocześnie dokonywał pewnych eksperymentów…

Na trop tej historii wpadliśmy razem z niestrudzonym korespondentem Młodego Fizyka, Pawłem F. Górą. Zaczęło się niewinnie: Paweł zapragnął powybrzydzać na – obecne również w Krakowie – gabinety biorezonansu. Dla hecy przesłał mi linka do pewnej rosyjskiej strony internetowej, która zainteresowała go o tyle, że znajdował się na niej również tekst po polsku. Tekst ten brzmiał cokolwiek dziwnie, lecz że był długi i przepełniony pseudonaukowym bełkotem – nie został przez mego kolegę przeczytany do końca. Przeczytałam go ja – i włos zjeżył mi się na głowie…

[idź do 2. części artykułu]