To, co dziś zamierzam opisać, jakimś sposobem skojarzyło mi się z postacią profesora Merinusa z opowiadania Stanisława Lema:
Stary miał własną terminologię, której nikt prócz niego nie używał w fachowym piśmiennictwie. Pirx zatem, wiedziony przyrodzoną bystrością, zamówił w bibliotece wszystkie prace Merinusa i – nie, wcale ich nie czytał. Przekartkował je tylko, wypisawszy sobie ze dwieście Merynosowych dziwolągów słownych. Te wykuł na blachę i żył w przekonaniu, że zda. Co się też potwierdziło. Profesor, usłyszawszy styl jego odpowiedzi, drgnął, podniósł strzępiaste brwi i zasłuchał się w Pirxa jak w słowika.
Stanisław Lem, Odruch warunkowy
Esej prof. Jana Trąbki Refleksje nad Tryptykiem rzymskim Jana Pawła II to spekulacje, nie roszczące sobie pretensji do naukowej ścisłości. Poezja miesza się tu z fizyką i cybernetyką. Obok Wojtyły jest Penrose i… Bobula! Zamieszczam ten tekst głównie ze względu na osobę tego ostatniego. Okazuje się, że jest on inspiracją dla badaczy całkiem odległych dziedzin.
Prof. Trąbka, autor prac lekarskich z zakresu neurofizjologii, stopniowo przesunął swe zainteresowania badawcze w nieco inne obszary. Tutaj wyjaśnia, czym się zajmuje:
Zachęcony lekturą Jana Pawła II „Różaniec Matki Boskiej”, a zwłaszcza fragmentem 21. „Tajemnica światła”, postanowiłem zastanowić się nad laickim sensem tego przesłania. (…) Eteryczne światło świadomości, którym interesuję się w całej swojej działalności, stanowi najbogatszą i najrozleglejszą rzeczywistość o bezkresnych horyzontach topiących się w otchłaniach tajemnicy. Fizycznymi aspektami światła nauka zajmuje się przez pięć wieków. Biologia światła została niezwykle kompetentnie opracowana przez F. A. Poppa. Neuropsychologicznym podstawom światła świadomości poświęciłem całą moją karierę lekarską.
Świadomość funkcjonująca w mózgu okazała się spójnym związkiem wielu nieenergetycznych ani nietermicznych składników: niskopoziomowego oświetlenia (low level luminosity) o różnym zasięgu oraz promieniowania fotonowego (bozonowego) i elektronowego (fermionowego).
Prof. Trąbka żywi głęboki szacunek dla dokonań Eugeniusza Bobuli:
Współcześnie Minerwę zluzował E. Bobula, bo do dedukcyjnego modelu świata wprowadził zwrotność, dzięki której egzystencyjne drobiazgi po ich przerzuceniu poprzez krawędź wzbogacają esencyjną, koherentną pulę wirtualnej mądrości.(…)
Matematyczny, dynamiczny, dedukcyjny model wszechświata E. Bobuli, oparty na odwracalności równania dyfuzyjnego Fouriera-Bobuli okazuje się kompatybilny z obrazem przedstawianej powyżej spirali postępu powstającego dzięki wspinaniu się po kolejnych krawędziach transcendencyjnych. E. Bobula przywrócił światu symetrię między dwoma rzeczywistościami, rozdzielonymi krawędzią chaosu, dzięki wprowadzeniu odwracalności oraz przeciwstawieniu się pojęciu nieskończoności za pomocą idei dystrybucji, fragmentaryzacji i fraktalizacji Cantora. Model E. Bobuli sprowadził na grunt realny właściwości operacyjno-manipulacyjne.
Może na koniec podsumowanie idei „krawędziowości” przedstawionej w eseju. Co w całym pomyśle niepokoi, to właśnie owa „przewrotka intelektualna” – od spekulacji filozoficznych do fizyki i chemii, i z powrotem. Lecz cóż – spekulować wolno każdemu. Zasłuchajmy się więc niby w słowika…
Uwzględnienie krawędziowości w przestrzeni fazowej budzi nadzieje na wytłumaczenie przejścia liniowych modeli reakcji chemicznych w nieliniowe z reguły modele fizyczne.
Z tego rodzaju skokowej przewrotki intelektualnej, „umiejscawianej” na krawędzi przestrzeni fazowej, lub przestrzeni stanu w warunkach równowagi termicznej, mogą korzystać mniej lub bardziej świadomie twórcy wirtualnych modeli technicznych w realizacjach konkretnych. Jakkolwiek największe żniwo na polu tajemniczej krawędziowości zbiera kultura: literatura, a zwłaszcza poezja. Nawet w najbardziej ulotnej i bezsłownej muzyce niełatwo wyróżnić elementy biorące udział w krawędziowej transgresji, zwłaszcza gdy sama idea krawędzi staje się aluzyjna i iluzoryczna. Dlatego to właśnie kultura obfituje w pseudotwórczość, w której najtrudniej odróżnić „sercem i rozumem” kicz i banał od prawdziwego dzieła.