Znów Dziennik…

Z tego co przysłał nam nasz wierny czytelnik Neratin wynika, że Dziennik, oprócz wyśmianego przez nas do cna red. Średzińskiego, niejednego jeszcze kwiatka hoduje na swej rabatce. Dziś zakwitnie nam red. Piotr Dębek, autor artykułu Komputer kwantowy – marzenie szpiegów i hakerów.

Neratin komentuje:

Moja propozycja do waszego bloga to artykuł ‚Kanadyjczycy pokazali prototyp supermaszyny’ Piotra Dębka. Przeczytałem go rano i trampki mi opadły…


Pierwsze cztery akapity zawierają przerażającą ilość bredni:


"Prototyp pierwszego komputera kwantowego przeznaczonego na sprzedaż
zaprezentowała niedawno kanadyjska firma D-Wave Systems. Maszyna o nazwie Orion ma wprost niewyobrażalną moc obliczeniową, a do sklepów trafi już na początku przyszłego roku – pisze DZIENNIK."


Orion ma moc obliczeniową mniejszą od kalkulatora kieszonkowego. Nawet zakładając, że faktycznie robi to, co mówi D-Wave (niektórzy mają co do tego wątpliwości – i póki D-Wave czegoś nie opublikuje w recenzowanym czasopiśmie naukowym, tak pozostanie), jego 16 qubitów to za mało by zrobić cokolwiek sensownego.



D-Wave zapowiada natomiast, że pod koniec 2008 roku uda im się zwiększyć skalę do 1024 qubitów – i jeśli im się uda, to będzie to już interesujące.


"Komputer kwantowy w okamgnieniu rozwiąże równanie zbyt złożone dla dzisiejszego superkomputera."


Niektóre tak, niektóre nie.


"Dzięki temu, że potrafi on równocześnie sprawdzić wszystkie możliwe rozwiązania dowolnego równania, znalezienie skomplikowanego hasła potrwa sekundy."


Bzdura. Prawa mechaniki kwantowej powodują, że ‚równoczesne
sprawdzanie wszystkich możliwych rozwiązań’ nie jest możliwe, co udowodnili Bennett, Brassard, Bernstein i Vazirani w 1996 roku: arxiv.org/abs/quant-ph/9701001


"Dzisiaj sprawdzenie wszystkich kombinacji zwykłego hasła bankowego (128-bitowego) za pomocą miliarda komputerów, z których każdy badałby miliard kombinacji na sekundę, zajęłoby więcej czasu, niż istnieje wszechświat. Nad złamaniem szyfrów 2048-bitowych, dostępnych nawet dla prywatnych osób, nawet nie warto się zastanawiać. Tymczasem komputer kwantowy poda pasujące rozwiązania niemal natychmiast."


Bzdura. Przy łamaniu haseł metodą siłową (korzystając z algorytmu
Grovera – który jest w tym względzie optymalny, patrz dowód powyżej) komputer kwantowy radziłby sobie lepiej od klasycznego, ale ‚tylko’ z przyspieszeniem kwadratowym: czyli 128-bitowy jest dla komputera kwantowego trudny jak dla klasycznego 64-bitowy, 256-bitowy jak 128-bitowy, itd. Oznacza to oczywiście, że wystarczy zwiększyć długość klucza (2048 bitów wystarczy z nawiązką), by szyfr stał się nie do złamania przez komputer kwantowy metodą siłową.


"W praktyce oznacza to, że wraz z jego rozpowszechnieniem wszystkie hasła na świecie będą czytelne niczym otwarta księga. Uratują nas dostępne od kilku lat urządzenia do szyfrowania kwantowego, zabawki przeznaczone głównie dla bogatych instytucji finansowych."


Bzdura. Jedyne szyfry, które komputery kwantowe mogą efektywnie łamać,
to te oparte o problem faktoryzacji (jak RSA) i logarytmu dyskretnego (jak ECC). Orion zresztą, z tego co wiem, nie potrafi na razie tego robić, bo nie znany jest adiabatyczny odpowiednik algorytmu Shora.


Szyfry takie jak DES, przy zwiększonej długości klucza, w dalszym
ciągu są bezpieczne. Problemem jest natomiast stworzenie praktycznego protokołu z kluczem publicznym, który zastąpiłby RSA. Jednym z takich protokołów jest NTRU, który jest odporny na ataki kwantowe:
www.ntru.com/cryptolab/faqs.htm#twentyoneA


Co do reszty artykułu: faktycznie, jeśli D-Wave udało się to co twierdzą, że im się udało – to jest to wspaniałe osiągnięcie (sam im zresztą kibicuję). Szkoda jednak – nawet pomijając kwestię błędów merytorycznych i zerowego zrozumienia tematu – że pan Dębek nie zadał sobie trudu, by sprawdzić dlaczego środowisko informatyków kwantowych jest oględnie mówiąc sceptyczne wobec tych doniesień.

Dodam jeszcze komentarz redaktora meisnera, który też ma coś niecoś do
czynienia z problematyką komputerów kwantowych:

Jeśli faktycznie zrobili 16 kubitów to są faktycznie świetni. Jak rzucisz okiem na pracę http://arxiv.org/abs/cond-mat/0410161 to zobaczysz że liczba kubitów musi być << 100 (czyli w praktyce ~10), inaczej obecne pomysły na komputer kwantowy sie załamują… Zatem musieli wymyślić coś zupełnie nowego, szczególnie gdyby 1024 kubity miały okazać się prawdą . To byłby naprawdę przełom.

Artykuł w Dzienniku to stek bredni, komputery kwantowe są dużo szybsze bo mogą przetwarzać równolegle, i działają na liczbach rzeczywistych ale to nie są żadne cudowne i magiczne urządzenia…

Dla własnej weryfikacji tego artykułu polecam wykład
th.if.uj.edu.pl/~ufjacekd/KK-wyklad.pdf

Dziękuję, ty głupku

Pani dr Zofia Gołąb-Meyer z Instytutu Fizyki UJ nadesłała nam kolejną perełkę do kolekcji.

Portale ekologika.pl i darmowa-energia.eko.org.pl promują ekologiczne źródła energii. Ten pierwszy wspierany jest przez specjalistów ze stopniami naukowymi. Obydwa publikują reklamy firm produkujących różne urządzenia przyjazne środowisku. Wszystko to budzi zaufanie internauty. Witryny zawierają sporo ciekawych i kompetentnych informacji, lecz niestety – tragicznie przemieszanych z bzdurami. Internauci – czy to biznesmen szukający pomysłu na ekologiczną inwestycję, czy uczeń zainteresowany nowinkami technicznymi – mogą nazbyt zaufać tym źródłom informacji.

Wygląda na to, że jeszcze nieraz wrócimy do tych portali. Dziś popastwimy się nad artykułem Odkrycie Maseru Emoto o japońskim „badaczu” wody:

Przed kilku laty japończyk Masaru Emoto w wyniku swoich eksperymentów odkrył, że woda reaguje na nasze myśli i słowa oraz że potrafi je odzwierciedlić. Zależnie od tego, jakie wysyłano słowa w kierunku kropli wody, jej kryształki po zamrożeniu ukształtowały się w zupełnie różne formy krystaliczne.

 

Grunt do dobrze się sprzedać. Pan Emoto w artykule przedstawiany jest jako badacz ze stopniem naukowym, szef kilku ośrodków badawczych. W rzeczywistości jednak jego życiorys powiela schemat cv innych szarlatanów:

Ukończył studia w kierunku bynajmniej nie przyrodniczym – mianowicie stosunki międzynarodowe. Rzekomy stopień naukowy oznacza tytuł „doktora” medycyny alternatywnej, który otrzymał od pewnej szemranej „uczelni”. Ośrodki „badawcze” to po prostu kierowane przez niego firmy-krzaki, dzięki którym reklamuje się i zarabia. Jest to konieczny sztafaż, bo książki o pseudo-nauce będą bestsellerami tylko wtedy, gdy ich autor jest szefem kilku międzynarodowych firm prowadzączych zaawansowane projekty badawcze.

Na polu reklamy pan Emoto osiągnął – jak widać – duże sukcesy, gdyż doprowadził nawet do nakręcenia paradokumentalnego filmu łączącego propagandę swych osiągnięć z reklamą pewnej sekty. Autor artykułu twierdzi, że film wyprodukowano w Hollywood, jest jednak wręcz przeciwnie – tamtejsze wytwórnie odrzuciły propozycję produkcji, co chyba nawet dodało dziełu splendoru „filmu niezależnego”. W każdym razie obraz zyskał sobie sporą popularność w amerykańskich kinach i w sprzedaży dvd, jako „pierwszy film o fizyce kwantowej, który przyciągnął tak szeroką publiczność”.

Co tak elektryzującego odkrył Masaru Emoto?

Rezultaty jego doświadczeń są zdumiewające, wręcz niewiarygodne. Próbki wody poddane wcześniej pozytywnym słowom czy myślą krystalizują zdecydowanie inaczej (wykazują niezwykłe piękno form) od tych, które poddane zostały myśleniu negatywnemu (są po prostu brzydkie).

Wodę pochodzącą z tego samego źródła poddawano oddziaływaniu różnych czynników, różnych rodzajów muzyki, naklejano na pojemniki napisy o różnym zabarwieniu emocjonalnym, ustawiano naczynia na różnych fotografiach i po jej zamrożeniu okazywało się, że obraz krystaliczny jest w każdym przypadku inny, co potwierdziło, że woda ma właściwość zapisywania w swojej strukturze dźwięków, obrazów, myśli i emocji.

Znając doskonałe efekty muzykoterpii, Emoto wykonał doświadczenie, pokazujące jaki wpływ ma muzyka na wodę. Umieścił wodę destylowaną pomiędzy dwoma głośnikami, na czas jednej godziny. Następnie wodę zamroził i sfotografował jej kryształy. Poniżej zdjęcia efektów doświadczenia.


Symfonia „Pastoralna” Beethovena

Piosenka ludowa Kawachi

Muzyka Heavy Metal

Emoto z zespołem naukowym przeprowadził doświadczenie, jak myśli i słowa wpływają na kształt kryształów destylowanej wody. Okazało się, że istnieje duża różnica pomiędzy wykrzyczanym ze złością – „Ty głupku”, a powiedzianym przyjaźnie – „Ty głuptasie”. Zdecydowano się więc przeprowadzić badania wody poddanej działaniu słowa pisanego. Wodę rozlewano do dwóch takich samych szklanych buteleczek. Potem na jedną z nich naklejano kartkę z wydrukowanym słowem np. „dziękuję”. Na drugą butelkę naklejano słowa np. „ty głupcze” i pozostawiano butelki na jedną noc. Następnego dnia wodę zamrażano i fotografowano uformowane kryształy.
 
Kryształy powstałe z wody opisanej hasłem „Adolf Hitler” wyglądają podobnie, jak kryształy, które poddane zostały działaniu słów – „Czynisz mnie chorym” i „Zabiję cię”. Za każdym razem rezultat badania był taki sam – miedzy dwiema butelkami wykryto zauważalne różnice.
Przez Ciebie choruję.
Ja Ciebie zabiję.

 

Dziękuję

 

Adolf Hitler

 

Matka Teresa

 

Badacz daje nam szansę doświadczalnej weryfikacji jego idei w warunkach domowych:

Na jednym z wykładów Emoto ktoś z widowni podzielił się wynikami następującego doświadczenia. W eksperymencie tym gotowany ryż włożono do dwóch słoików. Następnie każdego dnia do jednej próbki mówiono „Dziękuję”, a do drugiej „Ty głupku”. Obserwacje prowadzono przez miesiąc. W wyniku eksperymentu ryż do którego mówiono „Dziękuję” częściowo sfermentował i zaczął wydzielać przyjemny aromat. Natomiast ten, do którego mówiono „Ty głupku” sczerniał, zgnił i wydzielał wręcz okropny odór. Później to samo doświadczenie wykonało więcej osób i uzyskały one identyczne rezultaty.

 

Zachęcamy czytelników do powtórzenia eksperymentu i podzielenia się jego wynikami.

Paradoks bliźniąt rozwiązany (2)

Kilka dni temu cytowaliśmy wiadomość z Onetu na temat profesora Kaka, który „wreszcie rozwiązał paradoks bliźniąt”. Informacja ta zrobiła oszałamiającą karierę medialną, poczynając od internetowych portali informacyjnych, a kończąc na Polskiej Agencji Prasowej – która już skasowała tę wiadomość, lecz za nią zdążyły ją opublikować Onet, Wirtualna Polska, a nawet TVP.

Ostatnio internauta neratin_ceka poinformował nas, że Subhash Kak opublikował swój pomysł w pewnym recenzowanym czasopiśmie naukowym. Rzeczywiście, artykuł znajduje się pod tym linkiem. (Dostęp do tekstu jest płatny, chyba że z sieci uczelnianych, które posiadają odpowiednią subskrypcję. Jednak jego bezpłatny preprint znajduje się tutaj.) International Journal of Theoretical Physics miał w 2005 roku impact factor 0.5. Co ciekawe, w radzie naukowej pisma zasiadają m.in. Roger Penrose i Steven Weinberg.

Przedstawiłam tę ciekawostkę dr. hab. Leszkowi Sokołowskiemu, specjaliście od teorii względności z Obserwatorium Astronomicznego UJ. Oto jego opinia:

Przeczytalem pierwsze dwa paragrafy tego artykulu i przerwalem lekture, by nie zamulac sobie umyslu.

To jest popis niewiedzy tego autora. Wyliczenie wszystkich falszywych stwierdzen tam zawartych i podanie w najwiekszym skrocie dlaczego sa falszywe zajeloby wielokrotnie wiecej miejsca i nie warto tego czynic. Proponuje zignorowac ten tekst, czyli zaliczyc go do gigantycznej literatury o STW [szczególnej teorii względności] i paradoksie blizniat, pisanej przez ludzi, ktorzy wyrzucali z siebie swoje watpliwosci zamiast zapytac fachowca jak to jest naprawde.

Int. J. Theor. Phys. nie ma dobrej reputacji, ukazywalo sie tam duzo slabiutkich i chybionych prac dotyczacych podstaw fizyki, ktorych autorzy nie calkiem zdawali sobie sprawe jakiej rangi problem usiluja rozwiazac. Tym niemniej przykre, ze puszczono tak bzdurna prace. To, ze w radzie naukowej zasiadaja Weinberg i Penrose niewiele znaczy – pewnie nie wypadalo im odmowic. Rada naukowa jest raczej organem dekoracyjnym, ranga czasopisma zalezy od jakosci redaktora i jakich dobiera on recenzentow.

W sumie: wyrzucic i zapomniec.

Swoja droga, nie przypominam sobie podrecznika, w ktorym paradoks blizniat bylby wyjasniony poprawnie i porzadnie. (…)

Mam tylko jedna dodatkowa uwage. Tego czlowieka nie mozna na podstawie tego jednego artykulu (ktory przeczytalem w czesci) od razu kwalifikowac jako pseudo-naukowca. On raczej nalezy do licznej grupy tych, ktorzy rozpaczliwie usiluja pogodzic zdroworozsadkowe i wyniesione z fizyki newtonowskiej wyobrazenia o czasie i przestrzeni z twierdzeniami STW. Nie rozumieja, ze jest to niemozliwe i jedynie kreuja pojeciowe potworki. On w swojej dziedzinie fizyki (pracuje w jakims laboratorium pozauniwersyteckim) moze byc calkiem rzetelnym badaczem. Niestety jest jednym z wielu, ktorzy dali sie zwiesc pozornej prostocie matematycznej i fizycznej STW i w konsekwencji paradoks blizniat rozwiazuje niczym krzyzowke w gazecie.

Zycze powodzenia w redagowaniu tej strony internetowej i zarazem ostrzegam: kontakt z takimi tekstami szkodzi zdrowiu intelektualnemu.

Redakcja dziękuje Panu Doktorowi – postaramy się jak najdłużej pozostać przy zdrowych zmysłach.

Naukowcy ostrzegają: Za pięć lat koniec świata

W gazecie Dziennik znajdujemy fantastyczny przykład "dziennikarstwa" "naukowego". Nosi on tytuł Niepokojące badania NASA. Naukowcy ostrzegają: Za pięć lat koniec świata i barwnie opowiada o przesuwaniu się biegunów magnetycznych Ziemi:

Co to znaczy? Według jednej z teorii na temat przebiegunowania, w 2012
roku ziemskie bieguny zamienią się miejscami. Miałoby to nastąpić po
serii gwałtownych zaburzeń pola magnetycznego Słońca.
Od tego momentu autor chyba zaczyna mylić bieguny magnetyczne z geograficznymi. Oprócz tego pozostaje dla nas zagadką, skąd wiadomo, że gwałtowne zaburzenia na Słońcu nastąpią akurat w 2012… Dziennikarze jednak już przewidują dramatyczne skutki tychże:

Nie wiadomo jednak, co się stanie, jeśli bieguny gwałtownie zamienią
się miejscami. Jeśli zajmie im to raptem kilka lub kilkanaście dni,
może to skończyć się globalnym kataklizmem. Potężne tsunami
zalewające całe kontynenty albo Warszawa w okolicach równika, palmy
kokosowe za oknem
oraz mieszkańcy Afryki, którzy musieliby się nauczyć
żyć jak Eskimosi, w 40-stopniowym mrozie
– tak wygląda czarny
scenariusz.

"Teoretycznie jest to możliwe" – twierdzi prof.
Demiański. "Aktywność Słońca jest dokładnie śledzona od 300 lat. To
prawda, że stwierdzono czasowe wzrosty okresu aktywności naszej
gwiazdy, jednak nigdy nie odstępowały one od normy".

Obawiam się, że profesor Demiański nie jest zachwycony sposobem w jaki go zacytowano, zwłaszcza że umieszczony został w dość osobliwym towarzystwie:

Tymczasem belgijski badacz i pisarz Patryk Geryl, który napisał
książkę "Proroctwo Oriona na rok 2012", uważa, że dokładnie za pięć lat
nasza planeta gwałtownie się przebiegunuje.

Powołuje się przy
tym na zapiski starożytnych Majów, Egipcjan i Sumerów. Kalendarz Majów,
plemienia uważanego za doskonałych astronomów, kończy się właśnie na
roku 2012. Pojawia się nawet dokładna data – 21 grudnia. To wtedy ma
dojść do kataklizmu, po którym Ziemia całkowicie zmieni swe oblicze.

Według
autora książki, Słońce co 11,5 tysiąca lat przeżywa stan
hiperaktywności. Z zapisków starożytnych Majów wynika, że ostatni raz
miało to miejsce blisko 10 tysięcy lat przed naszą erą. To cykliczne
zjawisko ma się powtórzyć właśnie w 2012 roku. Gdyby rzeczywiście tak
się stało, Ziemia zamieniłaby się w gigantyczną cewkę
elektromagnetyczną. A wtedy bieguny mogą "przeskoczyć" z miejsca na
miejsce.

Co ciekawe, według geologów 11 tysięcy lat temu naszą
planetę nawiedził wielki potop. Czyżby teraz miała nastąpić "powtórka z
rozrywki"?

Redaktor Przemysław Średziński, autor artykułu, zasługuje aby wymienić go z nazwiska. Załoga Młodego Fizyka gratuluje Panu i prosi o nieustawanie w aktywności twórczej. Z radością będziemy cytować Pana częściej!



  • Z dniem dzisiejszym zakładamy ranking gwiazd "dziennikarstwa" "naukowego". Znajduje się on w zakładkach po prawej stronie ->
  • [Uzupełnienie 25.2.2007] Chcesz się dowiedzieć, co było nie tak w artykule z Dziennika? Sprawdź na stronach NASA i Pittsburgh Supercomputing Center, gdzie prowadzone są badania ruchów ziemskiego pola magnetycznego.

Paradoks bliźniąt rozwiązany (1)

Dziś onet.pl donosi:

Subhash Kak, profesor Uniwersytetu Stanu Louisiana, zaproponował rozwiązanie paradoksu bliźniąt, jednej z największych łamigłówek współczesnej fizyki – donosi internetowe wydanie „International Journal of Theoretical Science”. Paradoks bliźniąt rodzi się ze Szczególnej Teorii Względności, opracowanej przez Alberta Einsteina ponad 100 lat temu. Głosi ona, że dla obiektów będących w ruchu czas płynie wolniej. Ten efekt, zauważalny dopiero przy dużych prędkościach, został wielokrotnie potwierdzony doświadczalnie.

Do zobrazowania tego zjawiska naukowcy używają przykładu dwóch bliźniaków. Jeden z nich leci bardzo szybkim statkiem kosmicznym, drugi zaś pozostaje na Ziemi. „Jeśli bliźniak poleci do najbliżej gwiazdy, odległej od nas o 4,5 roku świetlnego, z prędkością stanowiącą 85 procent prędkości światła i gdy wróci na Ziemię, będzie 5 lat starszy. Ale bliźniak, który pozostał na Ziemi, będzie starszy o 10 lat!”, wyjaśnia prof. Kak.

Paradoks rodzi się, gdy na cały problem spojrzymy nie z punktu widzenia bliźniaka na Ziemi, lecz tego, który podróżuje w kosmosie. Dla niego bowiem to Ziemia jest w ruchu, a więc to na Ziemi czas płynie wolniej. Obaj więc myślą, że gdy się spotkają, to ten drugi będzie młodszy. Który z nich ma rację?

To pytanie nurtowało już samego Einsteina. Ale ani on, ani żaden z innych naukowców zajmujących się tym problemem nie potrafili opracować zadowalającego wyjaśnienia. Wiele wskazuje na to, że prof. Kakowi udało się takie wyjaśnienie przedstawić.

„Rozwiązałem paradoks wprowadzając w ramach teorii względności nową zasadę, która definiuje ruch nie w odniesieniu do pojedynczych obiektów, jak np. dwóch bliźniaków, lecz w stosunku do odległych gwiazd” – powiedział prof. Kak.

To rozwiązanie może okazać się bardzo istotne dla naszego zrozumienia Teorii Względności, co ma ogromne znaczenie nie tylko dla przyszłych podróży międzygwiezdnych. Poprawki związane z teorią Einsteina muszą być uwzględniane np. przy tworzeniu systemów nawigacji satelitarnej.

Łatwo sprawdzić w googlach, że nic takiego jak „International Journal of Theoretical Science” nie istnieje, w każdym razie w wersji online.

Musimy też zmartwić profesora Kaka. Przystępne wyjaśnienie paradoksu bliźniąt można znaleźć np. w Wikipedii, albo tutaj (ładne rysunkowe objaśnienie bez wzorów). Oczywiście jest ono inne, niż myśli profesor.

Profesor Subhash Kak rzeczywiście istnieje. A oto jego artykuł o paradoksie bliźniąt (nie publikowany w żadnym recenzowanym czasopiśmie naukowym). Autor zdaje się nie rozumieć, o co chodzi opisywanym zjawisku. Oto fragment wstępu do artykułu:

There exist many different “resolutions” to the paradox. The most common of these invokes asymmetry as the twin who leaves the earth undergoes acceleration whereas the earthbound twin does not. Another explanation is based on the asymmetry in the Doppler-shifting of light pulses received by the twins from each other in the outward and inward journeys. Yet another explains the age difference to the switching of the inertial frames by the traveling twin. These various “resolutions” are not in consonance with each other.

The slowing down of all clocks and processes – including atomic vibrations – on the traveling twin cannot be laid on the periods of acceleration and turning around during the journey, since they can, in principle, be made as small as one desires. Furthermore, if there is a slowing down of the clock of the traveling twin on the complete trip, a component of this slowing down must have occurred on the outbound trip itself, making the paradox even more acute.

Bioantygrawitacja

Nieortodoksyjna nauka najurodzajniej kwitnie w śniegach Syberii.

Wiktor Stiepanowicz Griebiennikow, zmarły w 2001 roku entomolog z Akademii Rolniczej w Nowosybirsku, odkrył efekt antygrawitacji wytwarzanej przez pancerzyki chitynowe pewnych owadów syberyjskich.

Według uczonego, antygrawitacja – a także inne efekty, na przykład czasowa niewidzialność – powstaje dzięki regularnej strukturze mikroskopowej owadzich pancerzyków. W toku dalszych prac okazało się, że podobne własności mają wszelkie struktury przestrzenne przypominające plaster miodu, nawet te zbudowane sztucznie. Dzięki nim można również osiągnąć zahamowanie wzrostu bakterii, przyśpieszenie wzrostu roślin i liczne inne zaskakujące efekty. To ten właśnie fenomen sprawia, że organizm człowieka sypiającego zwykle na materacu z naturalnych włókien z trudem przyzwyczaja się do spania na materacu z gąbki.

Opierając się na swych odkryciach, Griebiennikow skonstruował latającą platformę antygrawitacyjną, którą – jak twierdził – z powodzeniem wykonywał długie loty nad Nowosybirskiem. Uczony napisał książkę, w przystępny sposób wyjaśniającą jego odkrycia i ilustrowaną własnoręcznymi – nota bene bardzo urokliwymi – rysunkami.

Rozdział z książki Griebiennikowa: wersja rosyjska, wersja angielska. Zachęcam do obejrzenia samych choćby ilustracji!

Szypow, Łągiewka i polscy lotnicy

Badaniem pól torsyjnych zajmowali się w Polsce również dr inż. A. Szelmanowski oraz dr inż. M. Witoś z Instytutu Technicznego Wojsk Lotniczych. Opublikowali pracę Możliwości optoelektronicznej detekcji promieniowania elektrotorsyjnego wytwarzanego za pomocą generatora Akimowa. Wyniki zostały zaprezentowane w 2002 roku na VII Konferencji Naukowej Czujniki Optoelektroniczne i Elektroniczne organizowanej przez Politechnikę Rzeszowską.

Pewne źródła twierdzą, że Szypow poprzez tychże lotników próbował nawiązać współpracę naukową z Łągiewką…

Zderzak Łągiewki

Zderzak Łągiewki jest urządzeniem zgoła już mitycznym. Obrósł barwnym folklorem na grupie dyskusyjnej pl.sci.fizyka. Prawie wszystko na jego temat zawiera strona: www.jakubw.pl/zderzak.

Na zachętę – opinia naukowca-fizyka, którą pośród innych można znaleźć na stronie:

Pan Łągiewka zmajstrował ustrojstwo, o którym twierdzi, że działa wprost cudownie. Ono istotnie jakoś tam zapewne działa: Chroni konstrukcję samochodu przed skutkami zderzenia IMHO kosztem pasażerów samochodu, którzy doznają ciężkich obrażeń ciała na skutek przeciążeń – w tym sensie zderzak Łągiewki jest przeciwieństwem stref kontrolowanego zgniotu w „tradycyjnych” samochodach, które chronią pasażerów kosztem konstrukcji pojazdu.

Pan Lucjan Łągiewka i jego zwolennicy twierdzą jednak, że pasażerowie żadnych – a przynajmniej żadnych szkodliwych – przeciążeń nie doznają. Do tego pan Łągiewka dorobił uzasadnienie teoretyczne, oparte na zanegowaniu zasady zachowania pędu. To uzasadnienie jest jaskrawie OKDR [O Kant Dupy Rozbić – przyp. red.], jako że zawiera błędy na poziomie szkolnym, na które sam swego czasu zwróciłem uwagę. Jednak z czysto logicznego punktu widzenia _może_ być tak, że zderzak Łągiewki działa tak, jak autor podaje, choć sam wynalazca nie wie, dlaczego działa – zaproponowane uzasadnienie jest błędne, ale efekt doświadczalny prawdziwy, błędne natomiast jest nasze przekonanie, że efektu zniesienia przeciążeń nie ma. Ja osobiście w taką mozliwość nie wierzę, ale, podkreślam jeszcze raz, z logicznego punktu widzenia dopóki nie ma wiarygodnych, sprawdzalnych i powtarzalnych wyników pomiarów, dopóty sprawa jest otwarta. Ponieważ jednak to pan Łągiewka i jego zwolennicy twierdzą coś, z czym większość fizyków, pardon, scepów się nie zgadza, na panu Łągiewce i jego zwolennikach spoczywa ciężar przekonania nas, a więc spowodowania, iż jakaś wiarygodna instytucja przeprowadzi pomiary jak wyżej.

Pola torsyjne na Akademii Medycznej w Poznaniu

Osiągnięcia Szypowa i Akimowa zabłądziły również do Polski. Grupa naukowców z Akademii Medycznej w Poznaniu przeprowadziła serię badań nad wpływem pól torsyjnych na pewien typ białych krwinek. Profesor F. Jaroszyk opatentował nawet "urządzenie terapeutyczne" do naświetlania organizmów ludzi i zwierząt falami torsyjnymi – patent WYN: (21) 370099, (22) 15-09-2004 .

Balneologia Polska 1/ 2006

WPŁYW FAL TORSYJNYCH PRAWOSKRĘTNYCH NA WYBUCH ODDECHOWY GRANULOCYTÓW OBOJĘTNOCHŁONNYCH

HONORATA NAWROCKA (1), BARBARA PONIEDZIAŁEK(2), FELIKS JAROSZYK(1), KRZYSZTOF WIKTOROWICZ(2)
1 z Katedry Biofizyki Akademii Medycznej w Poznaniu, Kierownik Katedry: prof. zw. dr hab. F. Jaroszyk
2 z Katedry Biologii i Ochrony Środowiska Akademii Medycznej w Poznaniu, Kierownik Katedry: prof. dr hab. K. Wiktorowicz

Streszczenie
Zbadano wpływ fal torsyjnych prawoskrętnych (FTP) na pozamitochondrialny metabolizm tlenowy granulocytów (PTMG) obojętnochłonnych w stanie in vitro. Poddano również obserwacji zależność wielkości PTMG od odległości aplikatora fal torsyjnych w stosunku do badanych próbek krwi.
Do badań użyto krew stanowiącą materiał po rutynowych badaniach laboratoryjnych. Pole torsyjne (FTP) generowane było przez specjalny generator fal torsyjnych. Do oceny wybuchu oddechowego użyto DCFH-DA (dwuoctan 2'7' ć dichlorofluorescyny). Jako substancję aktywującą wykorzystano PMA (12-myristynian, 13-octan forbólu). Pomiaru fluorescencji dokonano techniką cytometrii przepływowej.
Różnica w wielkości wybuchu oddechowego w próbkach poddanych i niepoddanych działaniu FTP była istotna statystycznie przy odległości aplikatora 6,5 cm od próbek z krwią.
Wpływ pola torsyjnego prawoskrętnego objawiał się zwiększeniem produkcji reaktywnych form tlenu (ROS) przez granulocyty stymulowane PMA. Wpływ ten zaobserwowano jedynie przy odległości 6,5 cm, co sugeruje przyjęcie tezy "dwustożkowości" fal torsyjnych wytwarzanych w generatorze.

 

WPŁYW FAL TORSYJNYCH LEWOSKRĘTNYCH NA WYBUCH ODDECHOWY GRANULOCYTÓW OBOJĘTNOCHŁONNYCH

HONORATA NAWROCKA1, BARBARA PONIEDZIAŁEK2, FELIKS JAROSZYK1, KRZYSZTOF WiKTOROWICZ2
1 z Katedry Biofizyki Akademii Medycznej w Poznaniu Kierownik Katedry: prof. zw. dr hab. F. Jaroszyk
2 z Katedry Biologii i Ochrony Środowiska Akademii Medycznej w Poznaniu Kierownik Katedry: prof. dr hab. K. Wiktorowicz

Streszczenie
Badano wpływ fal torsyjnych lewoskrętnych (FTL) na pozamitochondrialny metabolizm tlenowy granulocytów (PMTG) obojętnochłonnych w stanie in vitro. Poddano również obserwacji zależność wielkości PMTG od odległości aplikatora fal torsyjnych w stosunku do badanych próbek krwi.
Do badań użyto krew stanowiącą materiał po rutynowych badaniach laboratoryjnych. Pole torsyjne (FTL) generowane było przez specjalny aplikator zwany też generatorem torsyjnym lewoskrętnym. Do oceny wybuchu oddechowego użyto DCFH-DA. Jako substancję aktywującą zastosowano PMA. Pomiaru fluorescencji dokonano techniką cytometrii przepływowej.
Różnica w wielkości wybuchu oddechowego w próbkach poddanych i niepoddanych działaniu FTL była istotna statystycznie tylko przy odległości aplikatora 12,5 cm od próbek z krwią.
Wpływ FTL sprowadzał się do zmniejszenia produkcji reaktywnych form tlenu (ROS) przez granulocyty niestymulowane PMA. Wpływ ten zaobserwowano jedynie przy odległości 12,5 cm, co sugeruje przyjęcie tezy "dwustożkowości" fal torsyjnych wytwarzanych w generatorze fal torsyjnych lewoskrętnych.

Akademik Szypow (2)

W 1998 roku prezydium Rosyjskiej Akademii Nauk ustanowiło Komisję do Spraw Walki z Pseudonauką. Wydawać by się mogło, że powoływanie specjalnych instytucji do walki z zabobonem to w dzisiejszych czasach zbytnia gorliwość. Okazuje się jednak, że jest inaczej – kwestia pseudonauki silnie splata się z interesami państwa rosyjskiego.

Świadczy o tym raport z działalności Komisji, przedstawiony na posiedzeniu prezydium Rosyjskiej Akademii Nauk w dniu 27 maja 2003 roku. Autorem raportu jest Eduard P. Krugliakow. Dokument jest długi, niemniej bardzo ciekawy i zasługuje na przeczytanie w całości. Poniżej jednak przytoczę tylko fragmenty związane z działalnością Giennadija I. Szypowa.

Na początku raportu znajduje się wzmianka – którą też warto przytoczyć w tym kontekście – o "medycynie kwantowej", która, jak wspomnieliśmy, leży w obszarze zainteresowań badawczych Mariny A. Łobowej, wiernej towarzyszki Szypowa.

Komu zależy na wpędzeniu kraju w średniowiecze? Łatwo manipulować ludźmi nie umiejącymi myśleć krytycznie, nie zaznajomionymi z logiką. Jeśli nauka będzie hamowana (a w takim przypadku również i edukacja dozna uszczerbku), to zacznie się złoty wiek choćby dla biznesmenów zarabiających na sprzedaży kompletnie absurdalnych "przyrządów" potrafiących leczyć do 350(!) różnorodnych chorób – i dla skorumpowanych urzędników podtrzymujących przestępczy biznes.

Już dziś sytuacja na rynku urządzeń medycznych wygląda zupełnie nienormalnie. Nachalnie reklamowane są urządzenia medycyny kwantowej (…). Interesujące, że te "urządzenia" posiadają licencje Ministerstwa Zdrowia Rosji lub naczelnego lekarza kraju, tak że nieszczęśni chorzy ludzie są rabowani w majestacie prawa.

Gwoździem minionego sezonu został generator neutrin do leczenia nowotworów w dowolnym stadium. Autor tego "cuda" produkuje neutrina przy przechodzeniu fali akustycznej przez próżnię. Nawet dzieci w szkole powinny wiedzieć, że fala dźwiękowa przez próżnię w żaden sposób przejść nie może, lecz autor tej bredni, mieniący się profesorem, twardo obstaje przy swoim. (…) Po tym, jak bezwstydnie niektóre z tych urządzeń rozchodzą się po różnych regionach kraju, można oszacować rozmiary korupcji wysokich urzędników w służbie zdrowia.

Już tutaj wspomniano o korupcji jako zagrożeniu dla prawidłowego funkcjonowania państwa. Jest to jednak zaledwie łagodna przygrywka. Powróćmy w tym momencie do Szypowa. Jego silniki antygrawitacyjne opierają się na technologii "pól torsyjnych". Z raportu dowiadujemy się, że za Szypowem i jego pracami stoi ktoś jeszcze – niejaki Anatolij E. Akimow.

Spróbujmy wskazać na główne "punkty wzrostu" pseudonauki w naszym kraju. Przede wszystkim pozwolę sobie zacytować wyjątek z dokumentu, który 15 lat temu znalazł się na biurku szefa rządu ZSRR:

"Pozostawanie w tyle w dziedzinie teorii i praktyki pól spinorowych może mieć nieodwracalne skutki w takich dziedzinach obronności jak: metody i środki niezawodnego wykrywania broni strategicznej przeciwnika (międzykontynentalne rakiety balistyczne, nuklearne łodzie podwodne, samoloty itp.); zdalne, bezkontaktowe niszczenie broni strategicznej przeciwnika; ukryta, odporna na zniszczenie komunikacja z obiektami w kosmosie, na ziemi, pod ziemią, pod wodą; mobilne wyposażenie działające na zasadzie sterowania grawitacją; psychofizyczne i medyko-biologiczne oddziaływanie na wojska i ludność cywilną itp."

Łatwo sobie wyobrazić, co powinien poczuć premier. Mowa była o broni przewyższającej swą siłą broń jądrową. Nie dasz pieniędzy – będziesz miał "nieodwracalne skutki". Środki zostały przyznane – 500 milionów rubli. A przecież można było odmówić. Wystarczyłoby jedynie przeprowadzić ekspertyzę kwalifikacyjną.

Jedyna w swoim rodzaju ekspertyza została przeprowadzona w 1991 roku, gdy członek-korespondent Akademii Nauk ZSRR (dziś akademik) E. B. Aleksandrow z trybuny Zgromadzenia Ogólnego Akademii Nauk ZSRR zdemaskował aferę z polami torsyjnymi (do tego czasu pola spinorowe przeobraziły się w pola torsyjne). Po dyskusji na forum Wydziału Fizyki Ogólnej i Astronomii Akademii Nauk ZSRR oraz apelu do komitetu Rady Najwyższej ZSRR, ten ostatni przyjął uchwałę "O karygodnej praktyce finansowania badań pseudonaukowych ze źródeł państwowych". Zaraz potem Centrum Technologii Niekonwencjonalnych – założone przy Państwowym Komitecie Nauki i Techniki ZSRR dla realizacji "programu torsyjnego" – zostało rozwiązane. Dyrektor Centrum, A. E. Akimow – ojciec chrzestny całej tej afery – został zwolniony.

Wkrótce Akimow zorganizował małe przedsięwzięcie o szumnej nazwie "Międzynarodowy Instytut Fizyki Teoretycznej i Stosowanej" przy Rosyjskiej Akademii Nauk Przyrodniczych. Od tego momentu "afera torsyjna" rośnie i roztacza coraz szersze kręgi. W latach 1992-1995 Akimow w niepojęty sposób otrzymuje finansowanie od Ministerstwa Nauki. W latach 1996-1997 Ministerstwo Obrony finansowało prace Akimowa nad mitycznymi torsyjnymi liniami telekomunikacyjnymi. Możliwe, że finansowanie trwało i dalej, lecz to już trudno stwierdzić: prace były utajnione. Sam w sobie fakt, że prawie 10 lat prowadzi się tajne prace nad nieznanym nauce światowej piątym typem oddziaływań, o którym wie tylko garstka wtajemniczonych, wygląda groteskowo i może mieć tylko jedno rozsądne wyjaśnienie: korupcja.

Interesujące, że dziś pan Akimow niepomny już jest swoich obietnic o superbroni torsyjnej. Obecnie jest mowa o unikalnych pokojowych technologiach torsyjnych. I tu od czasu do czasu bywa przyłapywany na kłamstwie. W 1996 roku na przykład oświadczył:

"Pierwszy latający talerz będzie wkrótce testowany w Naukowym Towarzystwie Produkcyjnym "Energia" [dziś: Korporacja Kosmiczno-Rakietowa "Energia"]. Zasada napędu pojazdu jest całkowicie nowa – nie używa ona siły reakcji. Jeśli testy odniosą sukces, to istnieje realna perspektywa przewrotu całego transportu [tak w tekście!] samochodów, pociągów itp. na nową zasadę, bez użycia silnika z wewnętrznym spalaniem." (Czystyj Mir, 4, 1996)
A oto komentarz pierwszego wiceprezesa, pierwszego zastępcy generalnego konstruktora KKR "Energia", W. P. Legostajewa:

"KKR "Energia" nie zajmował się, nie zajmuje i nie zamierza zajmować pracami nad latającymi talerzami działającymi na zasadzie pola torsyjnego".

Dlaczego tak drobiazgowo opisuję tę awanturę? Rzecz w tym, że choć w Oddziale Nauk Fizycznych Rosyjskiej Akademii Nauk nie ma ani jednego stronnika pana Akimowa, choć sekcja fizyki Rosyjskiej Akademii Nauk Przyrodniczych surowo potępiła działalność Akimowa i jego kompana G. I. Szypowa, to "afera torsyjna" podbija coraz to nowe tereny. Pod nadzorem Akimowa pojawiło się kilka zamkniętych spółek akcyjnych, które w ostatnich latach zbierają żniwo nie tylko w kraju, ale i wychodzą na arenę międzynarodową. Spośród nieudanych operacji takich firm mogę wymienić próbę wdrożenia "technologii torsyjnych" w kombinacie "Norylski Nikiel" z obietnicą rocznych oszczędności w wysokości 250 milionów dolarów. O mało nie udała się próba oczyszczenia za pomocą generatorów torsyjnych rzeki Jauza. Lecz oto operacja oczyszczenia zatoki Gelendżyk powiodła się znakomicie. Poszły na to niemałe środki z budżetu. Sekret polegał na tym, że porównywano analizy z 1990 roku, czyli zanim akurat zamknięto odprowadzanie ścieków do zatoki – i siedem lat później, po "przetworzeniu" zatoki generatorami torsyjnymi o mocy około 100 miliwatów. Przy pomocy analogicznych generatorów udało się w 1998 roku nad Malezją "rozwiać" dym z pożarów lasów w Indonezji.

Moim zdaniem, te monstrualne afery mogły dojść do skutku tylko przy współudziale wysoko postawionych urzędników państwowych. Jedynie wsparciem wysokich protektorów da się wyjaśnić bezczelność panów Akimowa i Szypowa, usiłujących oczernić akademika E. B. Aleksandrowa w piśmie "Elektroswiaz". Najwidoczniej, życzliwością tychże protektorów należy tłumaczyć również niedawne śmiałe oświadczenie Akimowa o możliwościach "technologii torsyjnych":

"Za ich pomocą można otrzymać energię praktycznie z niczego, zamieniając wszystkie cieplne i atomowe elektrownie na energetykę alternatywną. Już pojawiły się i testowane są nowe rodzaje silników, nie spalających ani benzyny, ani gazu, ani innych rodzajów paliw węglowodorowych – a zatem nie zagrażające środowisku. W eksperymentach wykazano: nowe techniki łączności działają bez emitowania fal elektromagnetycznych, lecz na zupełnie innych zasadach, nie wymagając praktycznie żadnej tradycyjnej energii." (Intellektualnaja Sobstwiennost, 4, 2000).

Na kłamstwach i oszustwach można przyłapać Akimowa na każdym kroku, ale to oddzielny temat. Chciałbym jednak zauważyć, że obojętność i pobłażliwość wielu uczonych doprowadziły do opłakanych efektów. Mit o polach torsyjnych i torsyjnych technologiach znajduje podatny grunt w najbardziej nieoczekiwanych miejscach. Na przykład w Nowosybirsku, pod egidą akademika Rosyjskiej Akademii Nauk Przyrodniczych W. P. Kaznaczejewa i doktora nauk medycznych A. W. Trofimowa pojawił się tak zwany Międzynarodowy Instytut Antropoekologii Kosmicznej, który niepojętym sposobem przeszedł procedurę państwowej akredytacji Ministerstwa Nauki. W tym oto instytucie znajduje się generator torsyjny i odbywają się badania "żywą substancją w polach torsyjnych". (…)

Pseudonauka rozwija dziś ogromne możliwości. Jest jasne, że całkowicie ją unicestwić – to zadanie nierealne. Jednakże – jeśli nasze plany uda się zrealizować – pseudonauka doświadczy bardzo dużych trudności, podobnie zresztą jak i nieuczciwi urzędnicy państwowi, budujący w sojuszu z nią swoje własne fortuny.

P.S. Nieraz mam wrażenie, że Rosja stanowi kosmos sam w sobie. Умом Россию не понять.