Pewien "dziennikarz" "naukowy" z gazety Dziennik pisze dziś, że naukowcy z CERNu "znów przełożyli koniec świata". Ja raczej przełożyłabym tego dziennikarza. Przez kolano. I spuściła mu lanie za głupotę. Niestety nie dostanę go w swoje ręce, bo przezornie nie podał nazwiska ani pseudonimu.
"Dziennikarz" ów nie pisał tekstu w pośpiechu, o nie! – przygotował go na długo przed publikacją. Świadczy o tym stary tytuł, który można odnaleźć w adresie URL artykułu: "O północy skończy się świat". Ach, ileż musiał autor poświęcić czasu na zdobywanie cennych informacji!… W dodatku wiedząc, że gdy opublikuje artykuł o dziesiątej, to czytelnikom pozostanie tylko 14 godzin na przeczytanie go i docenienie jego kunsztu, zanim nadejdzie kataklizm. Cóż za misja, cóż za odpowiedzialność!
Jednak w międzyczasie nadeszła wiadomość, że data uruchomienia Wielkiego Zderzacza w CERNie została zmieniona. Końca świata dziś nie będzie. Pozostało zmienić tytuł. "Znów przełożyli koniec świata". Jedyna pociecha, że czytelnicy będą mieli więcej czasu, by delektować się artykułem.
To jednak jeszcze nie koniec Błękitnej Planety. O północy miała zacząć działać piekielna maszyna – dzieło naukowców, którzy marzą o podróżach w czasie. Badacze wierzą, że dzięki niej dowiedzą się, jak powstał wszechświat. Ale część straszy – wystarczy jeden fałszywy krok i szalone zderzanie materii przerodzi się w niekontrolowany łańcuch eksplozji. A Ziemia zamieni się w czarną dziurę. Na razie start akceleratora przesunięto na początek lipca.
I tak dalej, i w ten deseń. Ręce mi za bardzo opadają, żeby tutaj tłumaczyć idiotyzm całego artykułu. Dlatego niech zrobią to za mnie dwaj inni fizycy: W wersji krótkiej i wesołej – mgr Michał P. Heller z Instytutu Fizyki UJ, a w wersji dłuższej i dogłębnej – prof. Krzysztof Fiałkowski z tego samego Instytutu.
Jedyny komentarz, na który się osobiście zdobędę, będzie dotyczył ostatniego akapitu wiekopomnego tekstu. "Dziennikarz" nadmienia tam, że wyklęte słowo "akcelerator" pojawiało się już na kartach dzieł innych mistrzów:
Wielką panikę wzbudziła także słynna książka Dana Browna "Anioły i demony". Tam także jest mowa o akceleratorze.
To naprawdę straszne. Wymawianie słowa "akcelerator" powinno zostać w ogóle zakazane. Natomiast książka – we mnie wzbudziła szereg rozmaitych niekontrolowanych odruchów, ale akurat nie panikę. Dominującym odruchem było ciśnięcie książką o ścianę po przeczytaniu, że fizycy w CERN mają własny wahadłowiec, którym latają do Ameryki. A rządzi nimi żelazną ręką demoniczny starzec na wózku (na sto procent – dr. Strangelove ). W każdym razie odruchy owe nie pozwoliły mi na przeczytanie więcej niż kilku pierwszych stron.
Niniejszym nominuję anonimowego "dziennikarza" na pierwsze miejsce w naszym rankingu "dziennikarstwa" "naukowego". (Wejdź na stronę główną i patrz menu po prawej stronie.) Gazeta Dziennik zajmuje tam zaszczytne trzy pierwsze miejsca.
Wpis powstał dzięki alarmowi od naszego stałego korespondenta, dr. hab. Pawła Góry z Instytutu Fizyki UJ.