Prof. Haman miesza z błotem mit sztucznej mgły

Pomysł, iż nad lotniskiem w Smoleńsku wytworzono sztuczną mgłę, jest tak głupi, że nie wydawał mi się wart komentarza. Ale może niesłusznie. Może i takie głupstwa trzeba cierpliwie tłumaczyć. Dlatego linkuję tekst w Gazecie Wyborczej, w którym prof. Krzysztof Haman, fizyk atmosfery, ostatecznie sponiewierał tę kretyńską ideę:

Czy da się wytworzyć sztuczną mgłę – list eksperta

 

Cargo cult science

Ten film to tylko wstęp. Właściwa treść, którą chcę przekazać w tej notce, znajduje się poniżej. Nie przepisuję – przeczytajcie to sami:

Richard Feynman

Cargo Cult Science

Tłumaczenie polskie (nie bardzo mi się podoba) – książka „Pan raczy żartować, panie Feynman”, rozdział „Nauka spod znaku kultu cargo” (fragment, podział na akapity mój):

Naprawdę powinniśmy, więc zająć się teoriami, które się nie sprawdzają, i nauką, która nie jest nauką. Moim zdaniem wszystkie te dziedziny nauki, o których wspomniałem, to przykłady tego, co nazywam nauką spod znaku kultu cargo. Na Morzach Południowych są religie, w których ludzie darzą kultem towary. Podczas wojny widzieli samoloty lądujące z mnóstwem wspaniałych dóbr i chcą, żeby to się powtórzyło. Pobudowali, więc pasy startowe, rozpalili po obu stronach ogniska, postawili szopę, gdzie siedzi człowiek z drewienkami na głowie, które udają słuchawki, i kijami bambusowymi, które udają anteny (kontroler ruchu) – i czekają na lądowanie samolotów.

Robią wszystko zgodnie z regułami. Doskonale naśladują wszystkie formy. Wszystko wygląda tak samo, jak wyglądało niegdyś. A jednak metoda nie sprawdza się. Samoloty nie lądują. Z tego powodu porównuję różne pseudonauki do kultu cargo, ponieważ tutaj też przestrzegane są wszystkie reguły i formy badania naukowego, ale brakuje tego, co najistotniejsze, bo samoloty nie lądują. Wypada, oczywiście, żebym wam powiedział, czego brakuje. Ale byłoby to równie trudne, jak wyjaśnienie Melanezyjczykom, że muszą tak wszystko zorganizować, żeby ich system sam wytwarzał bogactwo. Nie wystarczy im powiedzieć, jak budować lepsze słuchawki.

Istnieje jednak pewien element, którego generalnie brakuje w nauce spod znaku kultu cargo. Jest to idea, z którą, mam nadzieję, wszyscy zapoznaliście się w szkole na przedmiotach ścisłych – nigdy wprost nie mówimy, na czym ona polega, tylko mamy nadzieję, że sami ją wydedukujecie z różnych przykładów badań naukowych. Ciekawie, więc będzie postawić sprawę otwarcie i pomówić wprost o tej idei.

Istnieje rodzaj rzetelności naukowej, pewna zasada pracy naukowej, której w życiu odpowiada stuprocentowa uczciwość – wychodzenie ze skóry, żeby zawsze być w porządku. Na przykład, kiedy przeprowadzacie doświadczenie, powinniście podać wszystkie czynniki, które mogłyby podważyć uzyskany przez was wynik; powinniście nie tylko przekazać swój pogląd, ale także ujawnić wszystkie inne czynniki, które mogą ten wynik tłumaczyć; powinniście podać czynniki, których wpływ na warunki doświadczenia waszym zdaniem został wykluczony przez wcześniejsze doświadczenia, żeby ktoś inny mógł sprawdzić, czy rzeczywiście został wykluczony. Należy ujawnić szczegóły, które mogłyby podważyć waszą interpretację, o ile je znacie. Jeżeli nasuwają wam się choćby najdrobniejsze wątpliwości, musicie zrobić wszystko, co w waszej mocy, żeby je wyjaśnić. Na przykład, kiedy stworzycie teorię i przygotowujecie ją do publikacji, musicie podać wszystkie fakty, które są z nią niezgodne, nie tylko te zgodne.

Istnieje także pewna subtelniejsza kwestia. Jeśli stworzyliście jakąś skomplikowaną, wieloelementową teorię, to, kiedy wyliczacie, co się z tą teorią zgadza, musicie zadbać o to, żeby zgadzało się z nią coś więcej niż tylko te fakty, które wam tę teorię nasunęły; musicie wykazać, że do gotowej teorii pasują także inne zjawiska.

Podsumowując – chodzi o to, żeby postarać się podać wszystkie informacje, które mogłyby pomóc innym w ocenie waszej pracy, a nie tylko te informacje, które prowadzą do określonych wniosków. Ideę rzetelności naukowej najłatwiej wyjaśnić przez porównanie z reklamą. Zeszłego wieczoru słyszałem, że olej do pieczenia firmy Wesson nie wsiąka w żywność. To prawda. Nie można zarzucić firmie kłamstwa. Jednak to, o czym mówię, nie sprowadza się tylko do tego, żeby nie kłamać: to sprawa rzetelności naukowej, czyli czegoś więcej. W reklamie należało dodać, że powyżej pewnej temperatury żaden olej nie wsiąka w żywność. Przy niższych temperaturach każdy wsiąka – łącznie z olejem Wessona. Podano, więc prawdziwy fakt, ale z fałszywą implikacją – i właśnie o tę różnicę mi chodzi. My, naukowcy, wiemy z doświadczenia, że prawda zawsze w końcu wyjdzie na wierzch. Inni naukowcy powtórzą wasz eksperyment i stwierdzą, czy mieliście rację, czy nie. Zjawiska naturalne będą zgodne albo niezgodne z waszą teorią. I choć możecie zyskać sobie chwilową sławę, to jeżeli nie będziecie w tego rodzaju pracy maksymalnie uczciwi, nie możecie liczyć na reputację dobrego naukowca.

Właśnie tego rodzaju rzetelności, dbałości o to, żeby nie oszukiwać samego siebie, w dużej mierze brakuje w badaniach, które prowadzą naukowcy spod znaku kultu cargo. Oczywiście, trudność krajowców w znacznym stopniu bierze się z zawiłości przedmiotu i niemożności zastosowania doń metody naukowej. Należy jednak zauważyć, że to nie jest jedyna trudność. To jest przyczyna, dla której samoloty nie lądują – ale pozostaje jeszcze fakt, że nie lądują.

Również z doświadczenia sporo wiemy o tym, jak sobie radzić z różnymi sposobami samooszukiwania się. Jeden przykład: Robert Millikan mierzył ładunek elektronu za pomocą eksperymentu ze spadającymi kroplami oleju i uzyskał wartość, o której dzisiaj wiemy, że nie jest całkiem dokładna. Trochę się różni od faktycznej, ponieważ Millikan przyjął błędną wartość dla lepkości powietrza. Historia pomiarów ładunku elektronu po eksperymencie Millikana stanowi bardzo ciekawy materiał do analizy. Jeżeli przedstawić wyniki w funkcji czasu, otrzyma się krzywą rosnącą: pierwszy jest trochę wyższy od wyniku Millikana, każdy następny trochę wyższy od poprzedniego, aż wreszcie ustalają się na pewnym poziomie. Dlaczego nie odkryli od razu, że liczba jest wyższa? Historia ta jest dość wstydliwa, ponieważ nie ulega wątpliwości, że naukowcy postępowali następująco: kiedy uzyskali wynik znacznie wyższy od tego, który otrzymał Millikan, byli pewni, że się pomylili, i doszukiwali się przyczyn tej pomyłki. Kiedy wyszło im coś zbliżonego do wyniku Millikana, już mniej się starali. Innymi słowy, eliminowali wyniki, które za bardzo odbiegały od wyniku Millikana. Dziś jesteśmy nauczeni uważać na tego rodzaju manewry i uwolniliśmy się od tej choroby Muszę jednak z przykrością powiedzieć, że o ile wiem, to tej długiej opowieści pod tytułem: „Jak przestać oszukiwać siebie samego”, – czyli jak osiągnąć stuprocentową rzetelność naukową nie uwzględniliśmy w żadnym programie zajęć. Liczymy na to, że zarazicie się rzetelnością drogą osmozy. Pierwsza zasada brzmi, że nie wolno wam oszukiwać siebie samych – a osobą, którą najłatwiej wam będzie oszukać, jesteście właśnie wy sami. Musicie, więc bardzo na to uważać. Jeżeli siebie samych nie oszukacie, to potem wystarczy już zwyczajna uczciwość, żebyście nie oszukali innych naukowców.

Prof. Staruszkiewicz: Co robić z wariatami?


Tak się
składa, że przez całe życie byłem redaktorem pisma naukowego, w związku z
tym stale mam do czynienia z wariatami, którzy wynajdują perpetuum mobile lub
obalają teorię względności.

Pytanie jest takie: których wariatów można
tolerować, a których nie można?

Konstruktorów perpetuum mobile można
tolerować, bo oni nie zrobią tego co chcą zrobić, w związku z tym są
nieszkodliwi. Ludzi, którzy obalają teorię względności też można
tolerować na zasadzie tego, że papier jest cierpliwy. Natomiast gdyby
pojawili się ludzie, którzy twierdziliby, że potrafią budować elektrownie
atomowe lepiej niż to robią uczeni uniwersyteccy, a tacy ludzie mogą się
pojawić, bo sztuka budowania elektrowni atomowych jest oparta na znacznie
słabszych podstawach naukowych niż zasada zachowania energii czy szczególna
teoria względności, czy takich ludzi można tolerować? Nie, takich ludzi
trzeba zatrzymać, jeżeli się nie da inaczej, to siłą.

Prof. dr hab. Andrzej Staruszkiewicz (Instytyt Fizyki UJ), Zwoje 3(36) 2003

Prof. Andrzej Staruszkiewicz (ur. 1940) jest fizykiem-teoretykiem,
(od niedawna już emerytowanym) profesorem Uniwersytetu Jagiellońskiego, członkiem Polskiej Akademii Nauk i
Polskiej Akademii Umiejętności.
Z notki biograficznej:

Od ukończenia studiów fizyki w roku 1961 zajmuje się teorią
względności, a od dwudziestu lat również możliwością wyprowadzenia z
teorii wartości ładunku elementarnego, tzw. stałej alfa (co nie udało się
np. wielkiemu P.A.M. Dirac’owi). Jego praca z roku 1963 cytowana była w
latach 1996-2002 prawie 40 razy; zaczęto ją cytować po ponad 20 latach,
śladem laureata Nagrody Nobla, z fizyki, Gerardusa ‚t Hoofta, który odkrył,
że Andrzej Staruszkiewicz, wyprzedził go był o 20 lat w badaniu teorii grawitacji
w trójwymiarowej czasoprzestrzeni, z którą to teorią ‚t Hooft wiąże duże nadzieje
i której poświęcił wiele prac.

Od dekad Andrzej Staruszkiewicz wygrywa wszystkie ankiety studenckie jako najlepszy
wykładowca Instytutu Fizyki UJ.


Demaskacje: naukowcy o radiestezji

Prof. Andrzej Kajetan Wróblewski w artykule Operacja stodoła (Wiedza i Życie) opisuje szereg polskich i zagranicznych badań, które pokazują, że radiestezja… nie działa.

Przy okazji dostało się politykom (jeszcze poprzednich kadencji):

Mająca swą siedzibę niedaleko Warszawy firma o szumnej
nazwie "Laboratorium Badań Radiacyjnych" zachwala płytki chroniące
przed promieniowaniem żył wodnych:

  1. W polu dipolowym płytki (…) wyróżnić można dwanaście wymiarów przestrzeni.
  2. Każdy wymiar przestrzeni generuje specyficzny rodzaj energii i specyficzny rodzaj oddziaływań.
  3. Przyrządy skonstruowane do pomiarów w przestrzeni
    czterowymiarowej nie są przydatne do pomiarów w przestrzeniach o
    wymiarach wyższych.

Do rozpoznania rzeczywistości, w której żyjemy,
potrzeba więc oswojenia się z co najmniej dziesięcioma wymiarami
przestrzeni przewidywanymi przez teorię strun lub dwunastoma wymiarami
wykrytymi metodami biodetekcji oraz taką samą ilością rodzajów energii
i rodzajów różnych oddziaływań…"

Chociaż właściciel firmy i autor tej reklamy podpisuje
się jako "mgr inż.", to jednak każdy, kto liznął choć trochę fizyki,
zauważy bez trudu, że przytoczone zdania są pseudonaukowym bełkotem.
Ale w tej reklamie jest kilka mądrze brzmiących słów, na które ludzie
dają się nabierać.

Dają się zresztą nabierać nie tylko jednostki, lecz
także poważne instytucje. W 1997 roku Kancelaria Sejmu RP[*] zleciła
wspomnianej firmie "przeprowadzenie badań natężenia radiacji… i
zastosowanie odpowiednich zabezpieczeń w pomieszczeniach Marszałka
Sejmu, Wicemarszałków Sejmu, Przewodniczących Klubów, Ministra-Szefa
Kancelarii Sejmu i Z-cy Szefa Kancelarii Sejmu".

Nie wątpimy, że eksperci firmy wykryli w Sejmie
szkodliwe "cieki wodne" i inne straszności oraz umieścili tam wszędzie
odpowiednie zabezpieczenia w postaci "dwunastowymiarowych" płytek.
Historia ta mogłaby być nawet wesołym elementem w zbiorze ludzkich
dziwactw, gdyby nie fakt, że poszły na to pieniądze podatników, a więc
nas wszystkich.


* Ponieważ we wrześniu 1997 roku odbyły się (terminowo) wybory, obstawiam, że był to Sejm III kadencji (AWS-UW), bo takie rzeczy zleca się raczej przy wprowadzce, niż przy wyprowadzce.

Na poważnie: konferencja naukowa o pseudonauce

Katolicki Uniwersytet Lubelski organizuje pierwszą chyba w Polsce konferencję na taki temat.


15-16 listopada 2007 r.

Katolicki Uniwersytet Lubelski Jana Pawła II
Collegium Jana Pawła II, sala 1031

Kontekst i cel Konferencji

Nauki
przyrodnicze są specyficzną formą działalności społecznej, dzięki
której powstaje wiedza, która jest zespołem twierdzeń intersubiektywnie
komunikowalnych i sprawdzalnych, o różnym poziomie akceptacji w
odniesieniu do różnych przedmiotów badania i fazy rozwoju danej
dziedziny nauki. Każdą z dyscyplin przyrodoznawstwa poprzedzała
refleksja uznawana za przednaukową po długim rozwoju i znaczących
osiągnięciach tej dziedziny. W odniesieniu do tej początkowej fazy
używa się zbiorczego miana „protonauka”. Rozwijającym się dziedzinom
nauki towarzyszą także ich postacie oboczne, w różnych aspektach i
zakresach nie spełniające aktualnych kryteriów naukowości. Jedną z nich
jest paranauka, inną – pseudonauka. Podczas gdy pierwsza z nich – w
pewnej tylko części spełnia wspomniane kryteria, drugą można uznać za
nieudolne naśladownictwo nauki, często uwarunkowane celami
pozapoznawczymi. Z wszystkimi tymi dziedzinami aktywności poznawczej
wiążą się dziedziny praktycznej działalności, jak: paramedycyna (np.
homeopatia), ideologie polityczne (rasizm) czy technicznej (tzw.
„zimna” synteza jądrowa).

Wziąwszy to wszystko pod uwagę,
ważnym zadaniem stojącym przed filozofami i filozofującymi
przyrodnikami, jest stałe podejmowanie refleksji i dyskusji nad
statusem metodologicznym nauk przyrodniczych. Z tej perspektywy możliwa
się staje charakterystyka specyfiki metodologicznej protonauki,
paranauki i pseudonauki.

Konferencja ma dwa podstawowe zadania.

  • Zadaniem
    poznawczym jest dokonanie przeglądu i oceny podstawowych form
    działalności zaliczanych do tych trzech typów przedsięwzięć
    poznawczych, krytyczna ich ocena w perspektywie historycznej,
    metodologicznej oraz społecznej.
  • Zadaniem
    praktycznym jest sformułowanie szerzej zakrojonego programu badawczego
    angażującego specjalistów nauk przyrodniczych, filozofów nauki,
    filozofów przyrody oraz osób i instytucji zajmujących się edukacją oraz
    polityką naukową. Jest to szczególnie ważne ze względu na szeroki
    dostęp do publikacji dostępnych w postaci drukowanej i elektronicznej,
    często przedstawianych w bardzo atrakcyjnej formie, jednak dla
    właściwej oceny ich wartości wymagającej krytycyzmu, znajomości
    metodologii nauk oraz określonej dyscypliny badań.
Osoby
zajmujące się filozofią przyrody, filozofią nauk przyrodniczych oraz
prowadzace badania w dziedzinie przyrodoznawstwa zapraszamy do
nadsyłania propozycji swoich wystąpień podczas konferencji oraz do
udziału w niej.