„Użytkownicy równań są niebezpieczni dla demokracji.” Nie chcę tu robić bloga publicystycznego, ale ten absurd zasługuje na reklamę: Prof. Janusz A. Majcherek, filozof z Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie opublikował w Gazecie Wyborczej zdumiewający artykuł Specjaliści i manipulatorzy.
Profesor postuluje, żeby wbrew współczesnym trendom uczyć dzieci właśnie mniej, a nie więcej nauk przyrodniczych i ścisłych. Jego argumenty rozweseliły mnie nad wyraz:
…wierzą oni naiwnie, że wiedza rodzi się z gromadzenia i uogólniania danych faktograficznych, a jej kluczowymi dziedzinami są nauki przyrodnicze i ścisłe. Stosownie do tych wyobrażeń polska szkoła maltretuje uczniów wtłaczaniem im do głów niezliczonej liczby faktów, a przedmioty przyrodnicze górują ilościowo i zakresowo w planach nauczania nad humanistycznymi. Czy to nie jest aby jedną z przyczyn, dla których absolwenci mają dosyć wieloletniego wkuwania matematyki, fizyki i biologii, więc gdy tylko mogą swobodnie wybierać profil własnego kształcenia w szkołach wyższych, garną się do filozofii, psychologii czy socjologii, których w obowiązkowej edukacji szkolnej im skąpiono?
Ten argument jestem w stanie prof. Majcherkowi wybaczyć, bo pewnie miał trudne dzieciństwo.
Mówię to zupełnie poważnie: Jak wielu z nas, był on uczony w szkole przez złych nauczycieli, którzy przekonali go, że nauki ścisłe i przyrodnicze polegają na „gromadzeniu faktów” i ich „wkuwaniu”! Mnie też szkoła starała się usilnie do tego przekonać. Szczególne miejsce w mej pamięci zajmuje pani od biologii, która kazała nam wkuwać klasyfikację rybich ogonów.
Prof. Majcherek pisze jednak dalej zabawniejsze rzeczy:
…Ludzie wykształceni i ukształtowani w profilach techniczno-inżynierskich są bardziej skłonni do przyjmowania i powielania schematów mentalno-światopoglądowych, podatni na techniki manipulacji i inżynierię społeczną.
Użytkownicy równań, wzorów, regułek i algorytmów mają inklinację do wyobrażania sobie także życia społecznego jako podlegającego koniecznym prawom, mechanizmom i technikom, co czyni ich – zdaniem Marthy Nussbaum – niebezpiecznymi dla demokracji oraz pluralistycznego, otwartego społeczeństwa wolnych obywateli. „Kształcenie nastawione na technikę i biznes produkuje ludzi, którzy są konformistyczni, pokorni wobec władzy i nie myślą krytycznie o propagandzie, którą im podsuwają politycy. Nie potrafią też zrozumieć cierpienia i uczuć ludzi, którzy się od nich różnią”.(…)
Ludzie o wąskospecjalistycznym wykształceniu techniczno-inżynierskim często są istotnie bardziej podatni na polityczną agitację i ideologiczne sugestie, wykazując się ignorancją w rozpoznawaniu ich bałamutności.
No faktycznie, zwłaszcza trening w logicznym myśleniu powoduje konformizm i brak krytycyzmu… A już pitolenie o „zrozumieniu cierpienia i uczuć” – to jest właśnie ta demagogia, którą najczęściej w polityce się wykorzystuje, aby oszukać wyborców, biorąc ich pod włos (źle rozumianego) humanizmu.
A teraz uwaga – najlepsze:
A jak ujawnił na tych łamach już w zeszłym roku Piotr Cieśliński („Gazeta” z 1 października 2008 r.), rynkowa kariera wyrafinowanych instrumentów finansowych, których upowszechnienie doprowadziło do kryzysu amerykańskiego systemu bankowego i w rezultacie do załamania gospodarki światowej, była dziełem fizyków i matematyków opracowujących skomplikowane modele funkcjonowania tych derywatów. Powinno to dodatkowo dać do myślenia zwolennikom zwiększania obecności w polskim systemie kształcenia przedmiotów ścisłych jako mających przyczynić się do podniesienia poziomu polskiej gospodarki.
Dr hab. Paweł F. Góra z Instytutu Fizyki UJ nie przebierając w słowach komentuje to tak:
1) „ujawnił” – znaczy, fizycy i matematycy spiskują na zgubę ludzkości i trzeba ich niecne spiski ujawniać.
2) „skomplikowane modele funkcjonowania derywatywów” to jest żywcem, żywcem język Żolnierza Wolności, który w czasach procesu KOR w stanie wojennym pisał o Onyszkiewiczu (cytuję z pamięci), że „na zlecenie swoich mocodawcow z KOR rozwiązywał równania różniczkowe najwyższych rzędów”.
Nie specjalizuję się w inżynierii finansowej. Rozumiem, że jakieś tam metody wyceny opcji nie wypaliły. Nie wiem, czy dlatego, że twórcy tych modeli sami nie znali ograniczeń stosowalności swoich modeli (to byłoby dziwne, ale powiedzmy, że możliwe). Czy raczej dlatego, że metod tych zaczęli używać ludzie nie umiejący się nimi posługiwać. Jak by nie było – teza prof. Majcherka jest tak absurdalna, że można się turlać ze śmiechu:
Nie kształćmy specjalistów od przedmiotów ścisłych, bo mistyczna wiedza, którą posiądą, zniszczy świat!
Lepiej nie mieć w Polsce ekonomistów w ogóle, to nie będą wymyślać ZŁA.
(To zupełnie jak z zakazem czytania Biblii swego czasu…)
A teraz trzymajcie się: prof. Majcherek otrzymał w 2003 roku nagrodę Kisiela za „walkę z populizmem”!!!
—
P.S. Po pewnym czasie przyszło mi do głowy coś jeszcze: Napisałam wyżej o nieszczęśliwym dzieciństwie prof. Majcherka. Źli nauczyciele przekazali mu fałszywy obraz nauk ścisłych i przyrodniczych. I nagle włos podniósł mi się na głowie – przecież teraz to prof. Majcherek kształci nauczycieli!!!
—
P.S. (13.7.2009) Internauta Kwik odnalazł tekst, który ostatecznie rujnuje złudzenia optymistów. Nie, prof. Majcherek nie posłużył się ironią! Nie zrobił sobie inteligentnego żartu! To są jego najprawdziwsze poglądy. Wygłaszał je już 11 lat temu.