Newton wypowiedział swoje słynne „Eureka”

Mam ogromy poślizg z przeglądaniem poczty do Młodego Fizyka. Dlatego list internauty Przema dość długo przeleżał się w skrzynce.

Przeczytałem i nie umarłem ze śmiechu, bo już dużo w życiu widziałem, ale dobiły mnie dwie ostatnie linijki tekstu.

 

Artykuł został później zmieniony przez onet, ale oryginał zachował się w pamięci google oraz wielu serwisów newsowych. Jest to przykład szczególnie twórczego tłumaczenia z angielskiego na polski.

Smoluchowski ma w głowie pierwotniaki

Gazeta Wyborcza donosi:

Naukowcy promują otwarcie Centrum Nauki Kopernik. Do otwarcia Centrum Nauki „Kopernik” zostały ponad dwa miesiące, ale już zaczęła się pierwsza akcja promująca to wydarzenie. Na 60 słupach ogłoszeniowych w Warszawie zawisły plakaty z sylwetkami i cytatami sześciu wybitnych polskich naukowców. Zaprojektowała je Grupa Twożywo.

Fantastycznie! Nie macie pojęcia, jak miło było mi zobaczyć na ulicy twarz starego dobrego Mariana Smoluchowskiego… Ale dlaczego on występuje w towarzystwie pierwotniaków?

Akurat przypadkiem wiem, że odkrycia Smoluchowskiego – jakby ktoś był ciekaw, przystępnie opisane tutaj – pozwalają dziś na zrozumienie również wielu zjawisk zachodzących w żywych komórkach. Ale  nie jestem pewna, czy artysta akurat to miał na myśli.

Artysta najprawdopodobniej w życiu nie słyszał, jaką rolę gra zjawisko dyfuzji w chemii i w szczególności w biochemii. Na pewno nie słyszał np. o motorach Brownowskich. Gdyby słyszał, to wątpię, żeby wybrał na motyw przewodni akurat zielone, włochate pierwotniaki – aluzja zbyt odległa.

Jeśli w ogóle ktokolwiek próbował artyście wytłumaczyć, czym zajmowała się postać, której portret zamówiono – wątpię, czy ktoś próbował – to artysta i tak nic z tego nie zrozumiał. Zatem skomponował plakat z pierwszych lepszych miłych dla oka elementów. Takich, żeby w każdym razie było naukowo.

Przeciętny przechodzień stwierdzi, że zielony Marian Smoluchowski z pierwotniakami w głowie nie mógł być nikim innym, jak biologiem.

Wybrałam się na witrynę Centrum Kopernik, żeby sprawdzić, co dalej. Dalej jest tylko gorzej. Centrum Nauki Kopernik – instytucja, której celem jest  jakoby oświecanie społeczeństwa polskiego – jeszcze zanim została otwarta, już w swych materiałach promocyjnych szerzy ciemnotę:

– Nazwisko braci Montgolfier pisze z błędem. (Dopisek 27.6.2010: Internauta mogolfier w komentarzu zwraca uwagę, że jest to prawdopodobnie stara pisownia tego nazwiska, więc wygląda na to, że niepotrzebnie się czepiam.)

Pisze, że Lavoisier „odkrył tlen” (to niezupełnie tak było…).

– Niestety, co gorsza, pisze, że socjolog Florian Znanieckisłużył we francuskiej Legii Honorowej„.

– A także: „Atomy i molekuły (…) są przyczyną niebieskiej barwy nieba.” (No dobra, gdyby nie było atomów i molekuł, to i nie byłoby niebieskiego nieba, ale nie całkiem o to chodzi… Chodzi o rozpraszanie światła na mikroskopijnych fluktuacjach gęstości powietrza, które biorą się z losowych ruchów cząsteczek. I właśnie te losowe ruchy to działka Smoluchowskiego.)

Dlaczego, no dlaczego nie można w Polsce nic zrobić profesjonalnie? Dlaczego nie istnieje w naszym kraju perfekcjonizm, solidność, dopinanie na ostatni guzik?

I dlaczego, do ciężkiej cholery, ta chała jest odstawiana za nasze pieniądze? Chciałabym wiedzieć, ile zarabia osoba odpowiedzialna za promocję Centrum Kopernik? (To ona zatwierdzała te bzdury!) Ile zapłacono za ułożenie tekstów promocyjnych jakimś analfabetom, którzy nie umieją sklecić pięciu zdań bez błędu? A już zwłaszcza ciekawość mnie zżera, ile  dostał artysta z Twożywa za tego Smoluchowskiego?

Dziękuję Pawłowi F. Górze i internaucie wb40 za zwrócenie uwagi na kiksy w materiałach promocyjnych.

Profesor Konkretnyj stwierdził

Trzy lata temu pisałam o bioantygrawitacji, wynalazku rosyjskiego entomologa Griebiennikowa. Tego, co to latał na platformie antygrawitacyjnej nad Nowosybirskiem, ale że antygrawitacja okazała się powodować niewidzialność, więc nic dziwnego, że nikt go nie zauważył. (Tu relacja z lotu, gdzieś tak w 2/5 tekstu.)

Przy okazji zwróćcie uwagę – w owej relacji Griebiennikow twierdzi, że  razem ze swoją platformą nie rzucał nawet cienia. A tu na zdjęciu – cień jest! No cóż, jednak cień okazał się niezbędny, żeby pokazać, że uczony lata…

Właśnie dzisiaj ktoś z portalu NewWorldOrder odkrył zapomnianego entomologa na nowo.

Powoli jednak naukowcy, co prawda nieśmiało, ale wycofują się ze swych negatywnych opinii. Profesor Aleksander Konkretnyj z Rosji stwierdził, że „najwidoczniej jakiś efekt jednak zaobserwowano”, zaś pracownik rosyjskiej Akademii Medycznej Jurij Czeredniczenko po śmierci Grebiennikowa opublikował artykuł, w którym stwierdził, że wynalazek entomologa nie jest tylko wytworem jego fantazji, a ludzie, którzy tak sądzą, „popełniają gruby błąd”.

Warto przeczytać cały uroczy artykuł.

Znów wszystko przez fizyków

Blog de Bart to raczej coś w rodzaju „Będąc Młodą Lekarką”. Ale ponieważ

George Ashkar nie jest lekarzem: ma tytuł doktora fizyki zdobyty na Uniwersytecie Łomonosowa w Moskwie

– to czemu by nie zareklamować jego ostatniej notki na Młodym Fizyku?

Czas na hardkor. Czujcie się ostrzeżeni: pod tym linkiem (…) obejrzycie zdjęcia ze stosowania cieciorki. Aż gula rośnie na myśl, że taką inwazyjną, niebezpieczną, bezsensowną i bolesną metodę wciska się chorym na raka.

Nie, nie podam bezpośrednio hardkorowego linka. Przeczytajcie całą notkę Barta.

Podstępny desant Bobuli na Instytut Fizyki UJ

Ja wiem, że kiosk w hallu Instytutu Fizyki UJ to prywatna firma. Ale dr Bobula nie bez kozery wykorzystał jego strategiczne położenie:

Informujemy o wydaniu książki autorstwa Eugeniusza Bobuli p.t. „Teoria cząstek elementarnych. Holly’ego teoria dystrybucji”.
Książka do nabycia w Instytucie Fizyki i Matematyki w Krakowie przy ul. Reymonta, w księgarni, na parterze Instytutu.

Cena książki 30 zl.

W książce znajduje się artykuł Holly’ego, mówiący o jedynym wyniku naukowym w historii nauki (jego cześć zamieszczona w Math. Nachr. 2003).

www.bobula.pl

Książka rzeczywiście tam jest. (To kiosk, nie żadna księgarnia.) Jeden z Czytelników bloga przesłał mi zdjęcia:

  

Zwróć uwagę na autograf autora!

 

O dr. Bobuli pisaliśmy już wcześniej. Dr Konstanty Holly to nieżyjący już matematyk z UJ. Opublikował 3 prace w czasopismach z listy filadelfijskiej. Prócz tego ogłaszał swoje artykuły w wydawnictwach związanych z AGH. Nawiasem mówiąc, ciekawe, że Bobula opublikował artykuł kolegi w książce, której sam jest jedynym autorem.

Notka na okładce podsumowuje:

Author explained all phenomenon in nature.

Opis książki – sądząc po stylistyce, pióra samego Bobuli – można przeczytać tutaj:

…Ostatecznie tekst przesłany (wszystkim ważnym) uniwersytetom świata, a dodajmy, żaden nie znaslazł najmniejszego powodu dla najmniejszej krytyki przedsięwzięcia Autora, które przecie zdominowała naukę, kilka chciało współpracować. (…)

Największy umysł od czasu Banacha, przełomu XX-XXI wieku, Konstanty Holly zbudował dla Autora nową teorię dystrybucji (eliminując teorię Schwartza, Mikusińskiego i koncepcję Diraca). Holly napisał, że Autor pogodzi teorię elektromagnetyzmu z teorią grawitacji a odbyło się to w czasie gdy publikacja Autora na ten temat jeszcze nie ukazała się w Acta Mathematica). (…)

Teoria Autora zastępuje wszystkie poznawcze wysiłki ludzkości. Dlatego pokazuje on to co dotąd niemożliwe. Strukturę wnętrza jądra atomu. (Ale i dalsze struktury fraktala masy, który jeszcze nie jest penetrowany, i którego poznania nie wypowie zderzacz hadronów, chyba że Autor będzie analizował jego osiągi).

Satelita śledzi larwy pod korą sosny

Miesięcznik „Forum Akademickie” ma bardzo sympatyczny stały dział: „Z archiwum nieuczciwości naukowej”. Zwykle opisuje tam plagiaty i tego typu naukowe przekręty, co samo w sobie bywa lekturą pouczającą, ale nie pasuje do profilu Młodego Fizyka. Jednak w najnowszym numerze pojawiło się coś dla nas.

Miesięcznik „Przemysł Drzewny” znajduje się na liście czasopism punktowanych Ministerstwa Nauki (czyli że za publikacje w tym piśmie twój instytut dostanie bonusy). Jak pisze „Forum Akademickie”, czasopismo podobno (!) jest nawet recenzowane…

Na tych znamienitych łamach pojawiła się fałszywka. Ktoś podszywający się pod naukowców z SGGW opublikował tam artykuł:

Grupa badaczy z Wydziału Technologii Drewna SGGW w Warszawie pod kierownictwem dr. hab. Adama Krajewskiego (w skład której wchodziła jeszcze Maryla Kupczyk i dr Piotr Witomski) raportowała, jak to przy pomocy odbiornika GPS super dokładnie wyśledzili prędkości żerowania larwy spuszczela pospolitego (Hylotrupes bajulus) w drewnie sosny zwyczajnej. Ta 4,5−stronicowa praca, ilustrowana wspaniałymi kolorowymi fotografiami stadiów rozwojowych larw (które od kilku mm dorastają do 1,5 cm), opisywała nową technikę śledzenia ich ruchu w pniach drzew. Podana metodyka badań stwierdzała, że małym 3−4−milimetrowym larwom, będącym w początkowym stadium rozwoju, pod kontrolą mikroskopu skaningowego (sic!) wstrzykiwano nanonadajniki GPS (sic!) za pomocą nano−strzykawki (sic!).

Nadajniki były wyskalowane na śledzenie prędkości larwy od 0 do 50 mm na dobę (sic!) i kilkumilimetrowe larwy spuszczela wprowadzano w odpowiednio spreparowane drewno sosnowe. Jak podali autorzy, ruch larw śledzono poprzez odbieranie 3000−bitowych depesz nawigacyjnych, nadawanych przez satelity, zawierających: czas GPS, parametry poprawek zegara, efemerydy satelitów i informację o ich stanie technicznym. Każdy satelita wysyłał informację o położeniu i stanie larw żerujących w drewnie, co było podstawą do wyliczania ich prędkości.

Więcej w artykule Larwy na start w „Forum Akademickim”.


 

Recenzja książki „Fizyka życia”

Napisał do mnie pewien pan z pewnej firmy. Poprosił o recenzję książki. Gotów był zapłacić i dowieźć mi książkę osobiście na terenie Warszawy. Jeśli nie ja, dodał, to może koleżanka z bloga Świat: Jak to działa? Ciekawe, dlaczego nie kolega? Bo kobiety bardziej naiwne są i łase na pochlebstwa?

Zapoznawszy się z Pani osiągnięciami …
Byłaby Pani wręcz wymarzoną recenzentką …
… publikacji, która powinna szczególnie zainteresować osoby takie jak Pani…

Z osiągnięciami trochę nie trafił, bo są one skromne. Ale że książka mnie zainteresuje – tu akurat trafił w dziesiątkę! Dlatego nie zwlekając zasiadłam do pisania recenzji. Fragmenty książki są dostępne w internecie, oszczędzę więc memu korespondentowi fatygi z dowozem. Z honorarium rezygnuję, boż przecie to dla dobra nauki.

Jak łatwo zgadnąć, nazwisko autora – John Freeslow – jest pseudonimem. Autor jest Polakiem:

…czy jest jakaś uczelnia, która w swej dyspozycji ma takie laboratorium jakie miałem ja? Żyłem w dwóch systemach: w polskiej odmianie radzieckiego socjalizmu i w polskim kapitalizmie, który po nim nastał w 1991 roku.

O czym jest książka:

Fizyka Życia to nauka o zasadach i prawach, które doprowadziły do tego, ze jesteśmy tym kim jesteśmy i zachowujemy się tak jak się zachowujemy.

Z tego bije po oczach, że skojarzenie tematu książki z fizyką jest mylne.

Czy Fizyka Życia jest czymś w rodzaju paranauki, czy też jest to prawdziwa nauka?

Dziedziny wiedzy, podobnie jak ludzie, mają swój wiek dziecięcy, młodzieńczy, dojrzały a czasem i starczy. Fizyka Życia wiek dziecięcy ma już dawno za sobą – jej prapoczątki sięgają szóstego stulecia przed naszą erą. Obecnie wchodzimy w wiek młodzieńczy – jeszcze nie ma wyrafinowanych układów równań matematycznych, ale już możemy formułować prawa uogólnione i dawać stosunkowo dobre wytyczne.

O „fizyce życia” można powiedzieć wiele – ale nie to, że jest fizyką. Nie jest w ogóle nauką przyrodniczą. Autor po prostu spisuje swoje przemyślenia i obserwacje. Zresztą –

Bazuję na obserwacjach nie tylko swoich. Uwzględniam badania naukowe i obserwacje innych osób. W kolejnych rozdziałach okaże się, że w Fizyce Życia doskonale mieszczą się myśli i obserwacje świętych i papieży oraz takich kanalii jak komendant obozu śmierci.

Bełkot znajdzie tu fizyk:

Rozpoczniemy od dualizmu natury rzeczy, którego prapodstawą jest fakt, że “rozsypane we wszechświecie cząstki grupują się”, ale gdzieś w tym Wszechświecie w wyniku tego grupowania pojawiają się strefy, w których oddziaływania grawitacyjne są na tyle małe, że cząstki znajdują się jakby w “stanie zawieszenia”. Stan ten przejawia się tym, że niektóre z nich w dalszym ciągu grupują się lecz są też i takie, które dążą do utrzymania stanu rozsypania. W strefach tych ogromną rolę zaczynają odgrywać oddziaływania inne niż grawitacyjne.

Bełkot znajdzie tu i biolog:

Drugim etapem będzie dokładne omówienie ewolucji biologicznej w oparciu o jej najprostszy model – proces doskonalenia ewolucyjnego. Następnie sformułujemy definicję życia, nieco odmienną od obecnych i odkryjemy mechanizmy samodoskonalenia się obiektów żywych.

Cele książki nakreślone zostały z dużym rozmachem:

Oczywiście będziemy musieli również odpowiedzieć na pytanie jak życie powstało, wyjaśnić zagadnienie śmierci i omówić powstanie organizmów wielokomórkowych.

Po czym, znając już podstawy, przejdziemy do tematów o wiele nam bliższych, czyli współistnienia szczególnych obiektów żywych – nas samych. Dowiemy się za pomocą jakich mechanizmów oddziałujemy na siebie na wzajem i spróbujemy przeanalizować takie zagadnienia jak funkcjonowanie nas samych w społeczeństwie, narodzie, biurze, fabryce i rodzinie.

Autor zapewnia jednak:

Na pewno nie jest to książka “oszołoma”, który pragnie odsłonić „prawdę absolutną”.

Książkę można zakupić w księgarniach internetowych oraz poprzez specjalną stronę internetową.

Co ciekawe, pod koniec października autor próbował kryptoreklamy w Wikipedii. Wikipedyści jednak szybko usunęli to hasło. Pozostało ono jeszcze w pamięci Google, ale ponieważ wkrótce pewnie zniknie, tutaj można obejrzeć kopię.

Nadążność – rozbudowany rodzaj oddziaływania pomiędzy dwoma lub więcej obiektami, które w sposób sobie tylko właściwy dążą do jakiegoś celu[1]. Owo dążenie nie musi być uświadomione, a celu częstokroć nie daje się precyzyjnie zdefiniować. Przykładem nadążności jest pościg rakiety samonaprowadzającej się na cel. Podczas wykładów z teorii stabilności, zagadnienie to było omawiane przez profesora Romana Gutowskiego z Politechniki Warszawskiej. W XXI wieku poruszył je John Freeslow w książce pt. „Fizyka życia”.

Fizyka. Nadążność jest jedną z podstawowych relacji zachodzących pomiędzy obiektami materialnymi. Fizycy tradycyjnie wywodzą ją poprzez analogię z grawitacją. Tak jak ciała fizyczne przyciągają się z pewną siłą (proporcjonalną do ich masy i odległości między nimi), tak też obiekty żywe lub sterowane za pomocą układów scalonych oddziałują na siebie, dążąc do określonych celów. Owe cele może być rozmaite; przeważnie jednak stanowią one razem naturalny konflikt interesów, gdyż realizacja celu przez jednego z nich oznacza niezrealizowanie zadania przez drugiego.

Biologia. Wiele oddziaływań spotykanych w przyrodzie okazuje się być zjawiskami o charakterze nadążnym. Celem antylopy uciekającej przed gepardem jest umknięcie drapieżnikowi i w konsekwencji przeżycie. Celem geparda podejmującego pogoń jest dopadnięcie ofiary i pożywienie się.

Socjologia. Pełne działań nadążnych są również rozmaite interakcje społeczne, w których dochodzi między ludźmi do konfliktu interesów. Tu także osiągnięcie celu przez jedną ze stron z reguły wiąże się ze stratą czy porażką drugiej osoby bądź grupy społecznej. Za przykład w tym względzie posłużyć może chociażby spór o przysłowiową miedzę.

Hm, wygląda na to, że moja recenzja zamieniła się w zbiór cytatów. Cytaty zrecenzowały się same. Nie mam nic do dodania.

Bułgarska Akademia Nauk i kosmici

Onet donosi:

Naukowcy bułgarscy rozmawiają z przedstawicielami cywilizacji pozaziemskich, otrzymali od nich odpowiedzi na kilkadziesiąt pytań, które obecnie odszyfrują, i spodziewają się bezpośrednich kontaktów w najbliższych 10-15 latach – powiedział wicedyrektor Instytutu Badań Kosmicznych Bułgarskiej Akademii Nauk prof. Łaczezar Filipow.

Zdaniem Filipowa istoty pozaziemskie krytykują Ziemian za zbytnią ingerencję w przyrodę, nie rozumieją takich kwestii jak np. sztuczne zapłodnienie. Przyczyną globalnego ocieplenia według nich jest infrastruktura inżynieryjna. Na pytanie, kiedy zakończy się globalny kryzys gospodarczy, kosmici odpowiedzieli: „Koniec broni, jednomyślność”.

Profesor zastrzega jednak, że akademia nauk jako instytucja naukowa nie jest zaangażowana w sprawy kontaktów z kosmitami.

O ile dobrze zrozumiałam bułgarski system stopni naukowych, Łaczezar Filipow jest doktorem nauk, a w instytucie zajmuje stanowisko docenta (associate professor). W latach 1988-2005 był wicedyrektorem do spraw naukowych Instytutu Badań Kosmicznych Bułgarskiej Akademii Nauk. Teraz piastuje stanowisko wicedyrektora do spraw współpracy z zagranicą w tymże instytucie. Opublikował 65 artykułów, z czego znaczna część w zeszytach pokonferencyjnych, a zaledwie kilka, w latach 80., w Advances of Space Research, czasopiśmie o mało imponującym impact factorze 0.86.

Dla zainteresowanych stanem bułgarskiej nauki ciekawą będzie lektura raportu o pracy instytutu w latach 2004-2008 w połączeniu z listą publikacji w roku 2008. Najważniejsze osiągnięcia tego instytutu miały miejsce w latach 80., w czasach współpracy nad programem kosmicznym ZSRR. Jednak pozytywnie mnie zaskoczyło istnienie takiego krytycznego raportu w języku angielskim. Wygląda na to, że wstąpienie do Unii Europejskiej spowodowało przynajmniej próby reform.

 


 

P.S. Jak mogłam nie zauważyć!

Pod koniec notki PAP czytamy:

Instytut Badań Kosmicznych pracuje nad aparaturą związaną z napięciem elektrostatycznym na stacji orbitalnej Mir, mającą duże znaczenie dla bezpieczeństwa jej załogi.

Stacja kosmiczna Mir ponad 8 lat temu spaliła się w atmosferze, a resztki spadły do Pacyfiku o nieopodal wysp Fidżi.

Albo Bułgarska Akademia Nauk, albo PAP żyje w przeszłości. Stacja spadła, ale uczeni nadal w pocie czoła pracują nad bezpieczeństwem jej załogi.